Pięć dolin, cztery przełęcze w 3 dni ..... Tak było!
I jeszcze wspaniała jesienna pogoda, i te pejzaże! Proszę oglądać!
Początek nie był miły. Od Jaworzyny mżyło, padało, mżyło ale im wyżej tym było lepiej. Na Lodowej Przełęczy widoczność już powodowała zachwyty choć mgły przewalały się przełęczami i dolinami.
Wspaniale i pomysłowo wzmocnione i udostępnione zejście pozwala bezpiecznie schodzić. Chata Tery'ego jak zwykle gościnna, wbrew obawom wszyscy dostali miejsca na łóżkach a wieczór integracyjny, wspomagany kulinarnie, toczył się wesoło i swobodnie do późnego wieczora. Nocny podział na płeć był ścisły, panie objęły pokój na parterze, płeć męska pomieszczenie na piętrze z wyjątkami.
Nienasycone o świcie fotografują wszystko a śniadanie wczesne, już od 6.00, gdyby tak w naszych schroniskach się dało. Chłodno ale pogodnie więc droga pod Czerwoną Ławkę bez większych postojów ale na części skalnej grupa się rozciąga. Bez większych trudności osiągamy przełęcz i podziwiamy widoki na otoczenie Doliny Staroleśnej z jej bogactwem i przepychem.
Krótki postój przy Zbójnickiej Chacie, uzupełnienie płynów i dalej w drogę. Zniszczone podejście wymagałoby naprawy. W zejściu jak zwykle tłok, blokuje się ścieżka ale cierpliwie trzeba przeczekać tych, co chyba przypadkowo się tu znaleźli. Nienasyceni poszli jeszcze w kierunki Dzikiej Turni. Mozolne zejście w Białą Wodę, jeszcze płat śniegu i rozstaje pod Polskim Grzebieniem. Na samej Przełęczy tłok jak zwykle, popołudniowe słońce jeszcze grzeje i razem z widokami zachęca do postoju.
Ale perspektywa wejścia pod dach i serwowanych tam napojów skłania do puszczenia się w Dolinę Wielicką. W Śląskim Domu miła niespodzianka. Wiemy, że hotel jest przygotowany do remontu i okazało się że część turystyczna już nieczynna i dostajemy nocleg w części hotelowej w cenie turystycznej i to ze śniadaniem. Pokoje tylko dwuosobowe, z bogato wyposażoną łazienką i telewizorem. Łóżka, ku zaskoczeniu, tzw. małżeńskie, ale kto z kim w łożu nie ujawniamy.
Na śniadanie tzw. szwedzki stół, obfity. Grupowe zdjęcie na pożegnanie z hotelem, który od poniedziałku zupełnie nie będzie przyjmował turystów do końca 2010 roku. W rześkim chłodzie znowu na Polski Grzebień, ludzi co chwilę przybywa. Część grupy odwiedza jeszcze Małą Wysoką i razem idziemy w Białą Wodę. Jest tak uroczo, że przy Litworowym Stawie robimy dłuuugi, leniwy postój. Żal wracać ale życie jest nieubłagane. Długie, długie zejście przez kolejne piętra roślinności, krótkie postoje na miejscu obozowiska namiotowego i przy źródle obok leśniczówki i wreszcie Łysa Polana. Strona słowacka się rozbudowała, jest bar który się powiększa, noclegi i inne atrakcje. Odnajduje się nasz autobus, którym wracamy przez Krowiarki a w Zawoi zaspakajamy głód i pragnienie. Powrót się przedłuża, tłok, ale skrótem wracamy do domu.
Kiedy zbierze się kilka tak pozytywnych czynników, jak sensownie zaplanowana trasa, odpowiednia pogoda i takie samo towarzystwo to trzy dni zostają na długo w pamięci..