Tatry - otoczenie Gąsienicowej, 8 - 10.03.2013
Trzy dni to nie tylko góry. To jeszcze dojazdy i dojścia.
Zaczynamy spokojnie, po śniadaniu. Małym autem dojeżdżamy w trójkę do Żywca. U Krzyśka wykwintne drugie śniadanie i większym autem, w pięć osób ruszamy. Równolegle dwie koleżanki swoim pojazdem. Spotkanie na granicy w Korbielowie. Pamiętamy że to 8 marca i koleżanki dostają kwiaty. Przez Słowację pod Tatry, a ponieważ zrobiła się pora obiadowa to w Kirach U Józefa obiad. Wszyscy świeżo pod wrażeniem wiadomości spod Broad Piku, rozważania dlaczego i jak to było możliwe. Zaraz Zakopane, parking pod COS i czekamy na przyjaciół z Słowacji. Dojeżdża Jano z Michałem, swoim przyszłym zięciem. Powitania, rozmowy, żarty i już można w góry. Plecaki wyładowane na trzy dni, raki na buty, czołówki bo zaczyna szarzeć i podziwiając świetlne panoramy docieramy do Murowańca. Jest ciepło, powyżej zera. W dziewięć osób mieścimy się w ośmioosobowym pokoju. Jadalnia pełna, bo miejsca zajmują też kursanci z Betlejemski. Czekamy na trójkę, która towarzysko jest z nami, ale na próżno. Na nocleg docierają dużo po północy.
Sobota, wolna, pogoda zmienna. Cztery bielskie koleżanki obiecały dojechać rano na Kasprowy kolejką, więc chcąc - nie chcąc, pakujemy się i dreptamy w górę. Temperatura ciągle powyżej zera. Docieramy na czas, tłumy na nartach i bez, radosne spotkanie, zbiorowe zdjęcie ale bez Słowaków i Piotrka, bo ambitnie postanowili zajrzeć na Świnice. Konsumpcja i przygotowanie, bo panie maja problemy z rakami, które wydają się za małe albo duże albo krnąbrnie nie trzymają się butów. Leniu, człowiek niezwykle uczynny i opiekuńczy, cierpliwie wydłuża, skraca, rozplątuje z takim wdziękiem i czułością, że koleżanki nawet po kilka razy podchodzą, żeby jeszcze raz. Spokojnie ruszamy na wschód, bez widoków na widoki dochodzimy do drugiej zejściowej przełęczy. Płoszymy kozice, zdziwione że przy takiej pogodzie komuś się chce łazić. Zejście z wyczuciem, bo momentami zanurzamy się po pas. Kozice niechętnie ustępują, doganiają nas Jano, Michał i Piotrek, do końca Świnicy nie dotarli, ale to nie najważniejsze. Murowaniec, konsumujemy, jest coraz weselej. Pojawia się Wojtek, Agnieszka i ich towarzystwo, są tylko przelotem. Obudziła się nocna trójka i jest z nami. Koleżanki u siebie mają wolne łóżka, u nas się rozluźnia i zapadamy w sen, o różnej zresztą porze.
Niedziela dalej ciepła, zaczyna kropić deszcz, po śniadaniu zgodnie decydujemy o zejściu do Zakopanego na dzień miejski, część osób nie była na Pęksowym Brzyzku więc wszyscy idziemy. Żegnamy się z Jankiem i Michałem, zajeżdżamy do Józefa na obiad i przez Słowację wracamy do domu.