Inne Galerie

Szpiglasowy Wierch, 03.04.2011

I znowu w górach, kondycja imponująca. Ale jeszcze trochę gór dla Ewy i Ani zostało.

To, że niedziela i godz. 5 to w naszym przypadku niejako constans, zmieniają się tylko cele wypraw. A tym razem wzięłyśmy na tapetę Szpiglasowy Wierch.
Ekipa to: Ania, jej dwie koleżanki i ja.
Do Palenicy Białczańskiej przyjechałyśmy dość wcześnie i już przed ósmą byłyśmy na szlaku. Dziewczyny poszły spacerkiem przez Roztokę do Doliny Pięciu Stawów Polskich, a my z Anią pognałyśmy do Morskiego Oka. Do schroniska przyszłyśmy jako pierwsze osoby "z dołu", bo reszta gości spędziła tam noc.
Żółty szlak na Szpiglasową Przełęcz  z początku wyglądał na oblodzony, więc już na dole założyłyśmy raki, ale okazało się, że zrobiłyśmy to za wcześnie. Za kolejnym zakrętem śnieg się skończył, trzeba było iść po głazach i niestety Ani zepsuł się rak. Jakoś udało się go poskładać za pomocą rzepów, ale nie dawało to gwarancji
trwałości :-)
Wejście na przełęcz nie sprawiło nam większych trudności. Po krótkim odpoczynku weszłyśmy na szczyt, znajdujący się na wysokości 2172 m npm. Znów trafiła się  fajna pogoda, więc widoczność była bardzo dobra. Dookoła rozciągała się wspaniała panorama - począwszy  od Tatr Bielskich poprzez Lodowy, Rysy, Mięguszowiecki Szczyt, Grań Hrubego, Tatry Zachodnie, Świnicę, na Orlej Perci kończąc. Na przełęczy w tym czasie nazbierało się już sporo ludzi. Wielu z nich było kompletnie nie przygotowanych do panujących tam warunków, nie mieli raków ani czekanów, a jeden chłopak był w adidasach!!! Całe szczęście prawie wszyscy wracali tym samym szlakiem, którym przyszli, czyli do Morskiego Oka. My schodziłyśmy do Piątki, bo tam czekała na nas reszta ekipy. Zejście było koszmarne - ostro w dół po zlodowaciałym śniegu. Nauczone przykrym (moim) doświadczeniem ubiegłego tygodnia od razu zaczęłyśmy schodzić tyłem i  przy użyciu raków i czekanów, krok za krokiem udało się zejść bez szkód dla ciała :-))). W rejonie Szpiglasowej Przełęczy spotkałyśmy również kilku skiturowców, którzy sprawdzali swoje umiejętności w zjeździe żlebami. 
Po drodze, obok Przedniego Stawu spotkałyśmy dziewczyny wracające ze spaceru po dolinie. Początkowo miałyśmy ochotę iść środkiem stawu, jednak obrzeża były dosyć miękkie, więc zrezygnowałyśmy z tego pomysłu. Zdrowy rozsądek wziął górę.
Następnie poszłyśmy do schroniska na obiad i szarlotkę, a potem czarnym i dalej zielonym szlakiem zeszłyśmy w dół. Droga była mocno oblodzona, więc cały czas trzeba było być czujnym, żeby nie wywinąć orła. W drodze powrotnej do domu wstąpiłyśmy na kawę do Karczmy Widokowej Szymkówka w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie z tarasu mogłyśmy podziwiać panoramę Tatr i piękny zachód słońca. Parę kilometrów dalej zatrzymałyśmy się jeszcze raz, bo zobaczyłyśmy całą łąkę krokusów i nie mogłyśmy się im oprzeć :-)
W ten sposób zakończyłyśmy kolejny udany wypad w góry.

Ewa i Ania