Słowacki Raj, 30.06 - 02.07.2017
Przełom czerwca i lipca zastał nas na dużej wyżynie wschodniej Słowacji, zwanej popularnie Słowackim Rajem. Płaskowyż z miękkich skał tworzy labirynt wąwozów, korytarzy i przejść, zwanych po słowacku "roklinami", które potworzyły płynące potoki i rzeki. Pionowe sciany potoków sięgają do 300 metrów wysokości.
Późnym popołudniem w piątek niewielka grupa udała sie do Podlesoka żeby się zakwaterować. Późnym wieczorem, w deszczu zajęliśmy bardzo komfortowe domki na kempingu. Na sobotę, prognozy pogody różne ale my, po chwili wahania, ruszamy. Mamy do pokonania wąwóz Hornadu, największej rzeki płynącej przez ten teren. Deszcz rozpoczyna swoją działalność, wykupujemy bilety wstępu i dodatkowe ubezpieczenia na wypadek gdyby Horska Służba musiała pomagać i ruszamy. Oprócz normalnego deszczu przechodzi jeszcze to, co nazywa się" oberwaniem" chmury. Mimo że mamy możliwość wcześniejszego odejścia od Hornadu, idziemy przełomem do końca. Strach wyciągać aparat foto z obawy zalania. I wspaniała nagroda, na Tomaszowskim vyhladzie, czyli imponującym punkcie widokowym "bajka". Bezchmurne niebo, widok na Tatry i nie tylko i można suszyć w słońcu właściwie wszystko, bo prawie wszystko mokre. Powrót przez Klasztorisko gdzie posiłek w gospodzie, ruiny klasztoru kartuzów i cmentarz i spokojny powrót na kemping żeby się dosuszyć. Przed jednym domkiem zapłonęło ognisko i nawet trochę pośpiewano. Trzeci dzień zaczynamy od podjechania pod wąwóz Velky Sokol. Znowu bilety wstępu, dodatkowe ubezpieczenie i ruszamy. Drabinki, schodki, ubezpieczenia, wodospady zraszające czoła, meandry między powalonymi drzewami i stosunkowo szybko wychodzimy na Glacką cestę. Wygodną drogą obchodzimy wąwóz i jesteśmy w punkcie wyjścia. W drodze powrotnej w gospodzie w Podspadach posilamy się i bez przeszkód docieramy do Bielska.