Inne Galerie
Dol. Pięciu Stawów - Przełęcz Schodki 17.03.2017
Wybraliśmy się w Tatry Wysokie w najmniejszym z możliwych zespołów, bo jak to bywa w piątki, praca i inne obowiązki, często nie pozwalają ruszyć w góry. Bez skutku obdzwoniliśmy znajomych "tatrzańskich wyjadaczy" i w końcu podjęliśmy decyzję, że jedziemy we dwójkę (Krzysztof, Robert). Wyjechaliśmy wczesnym rankiem z Żywca w stronę Palenicy Białczańskiej z zamiarem dojścia do Doliny Pięciu Stawów, by potem, jeśli warunki pogodowe pozwolą wyjść na Przełęcz Zawrat. Niemal zupełnie pusty parking dał jasny sygnał, że na szlaku nie będzie tłumów i w pierwszej części dnia tak było. Już przy Wodogrzmotach Mickiewicza założyliśmy raki, bo szlak prowadzący w Dolinę Roztoki był mocno oblodzony. Do Schroniska PTTK w Dolinie Pięciu Stawów prowadzi zielony szlak, a następnie należy kierować się zgodnie z zimowym szlakiem za tyczkami z czarnym oznakowaniem. Niestety, tyczek nie jest za wiele i trzeba zachować czujność przy podchodzeniu, by za bardzo nie odbić w lewo lub w prawo, od lekko zaznaczonych śladów, bo skutkowało to zapadaniem się w głębokim śniegu. Podejście jest dosyć strome, przez co szybko nabieraliśmy wysokości i otwierały się coraz bardziej rozległe widoki na Kozi Wierch i Wołoszyna. Po mniej więcej dwóch i pół godzinach byliśmy w schronisku, gdzie zjedliśmy kanapki i odpoczęliśmy kapkę przed dalszą drogą. Mieliśmy szczęście co do pogody na tym etapie wycieczki, piękne słońce i mocno zarysowane bielutkie granie to widok bajkowy. Posuwaliśmy się zupełnie sami w kierunku Zawratu i stopniowo kończyły się ślady zwiewane przez "pięciostawiański wiatr". Ostatnie wyraźne przetarcia kończyły się na wysokości zimowego żlebu prowadzącego na Kozi Wierch, w stronę Szpiglasowej Przełęczy nie było nic przetarte (zimowy szlak biegnie tam przez Niedźwiedzia, trawersując Miedziane). Dostrzegliśmy niewielkie postacie na Kołowej Czubie i w ich stronę się skierowaliśmy. Robiło się coraz bardziej ciepło i śnieg stawał się coraz bardziej miękki przez co zapadaliśmy się już całkiem mocno. Przed trzynastą dotarliśmy do Przełęczy Schodki (2085 m n.p.m.), oddzielającej boczną grań Małego Koziego Wierchu od Kołowej Czuby. Słyszeliśmy jak śnieg trzeszczy dookoła nas (co działa na wyobraźnię!), a przed nami otworzył się ogromny, ośnieżony kocioł skalny, czyli Pusta Dolinka, a nad nią ściany Świnicy, Małego Koziego Wierchu, Zamarłej Turni i Kozich Czub. Jej trawers doprowadza na Przełęcz Zawrat, jednak myśmy w tym miejscu zakończyli podejście. O dziwo, tutaj nie byliśmy sami - na przełęczy upajał się widokiem Tatr pracownik TPN, ale już po chwili szusował na nartach w głąb Doliny Pięciu Stawów. Potem ostrożnie zeszliśmy z Przełęczy Schodki i tym razem obchodząc Kołową Czubę zgodnie z przebiegiem letniego szlaku, dotarliśmy do naszych śladów. Około godziny siedemnastej byliśmy w Palenicy Białczańskiej i pożegnaliśmy Tatry.