Inne Galerie

ROHACZE, 16 październik 2011 r.

Mówi się: do trzech razy sztuka. Tak też było z naszym  przejściem przez Rohacze
w warunkach zimowych. Na początku roku próbowaliśmy tego dwa razy. Za pierwszym razem zatrzymała nas na Rakoniu gęsta mgła i porywisty wiatr, a za drugim  zrezygnowaliśmy
(a może lepiej zabrzmi, że wykazaliśmy się zdrowym rozsądkiem i zrobiliśmy odwrót) ze względu na głęboki śnieg i śnieżne nawisy, które widzieliśmy ze Smutnej Przełęczy. Tym razem  mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy na fantastyczną zimową pogodę. Co prawda mamy jesień, ale oglądając nasze zdjęcia, nikt w to nie uwierzy.
Na parking do Spalonej Doliny przyjechaliśmy wcześnie rano i już o godz. 7.20 byliśmy na szlaku. My, czyli Ania, Jasiu i ja. Szybko doszliśmy do Tatliakovej Chaty, w której trwa wieczny remont (jakby miał tam powstać co najmniej Hilton), z tego powodu  oczywiście była zamknięta i rano i po południu. Zielonym szlakiem doszliśmy na Zabratową Przełęcz i dalej żółtym na Rakoń. Pogoda jak marzenie - pod nami biel, nad nami błękit, a dookoła, jak okiem sięgnąć góry, góry, góry. I co najważniejsze - żadnych turystów!!! Szybko doszliśmy na Wołowiec, gdzie zrobiliśmy dłuższy postój, żeby delektować się krajobrazem i złapać oddech przed czekającą nas ciężką drogą na Rohacz Ostry i Płaczliwy. Dużym utrudnieniem był śnieg, który zakrywał oznakowanie szlaku.
Mariusz Zaruski, który z towarzyszami pokonał grań Rohaczy zimą w 1912 r. tak o tym pisał: "...chociaż każdy z nas obyty był dobrze z cudami tatrzańskiej zimowej fantasmagorii, przez dłuższy czas staliśmy bez ruchu, podziwiając robotę pelazgiczną zimy. Oto ściana lita ze śniegu, straszliwą w swej śmiałości linią spadająca w przepaść; oto potworne białe kowadło, na którym chyba legendarni przodkowie Lapończyków, rówieśnicy Laurukadża, kuli swe siekiery..."
Tak właśnie było w niedzielę.
Przejście całej grani zajęło nam więcej czasu, niż planowaliśmy, bo warunki nie były łatwe i musieliśmy bardzo uważać, żeby się nie ześlizgnąć. Zwłaszcza, że nikt przed nami nie szedł, my przecieraliśmy szlak, a łańcuchy były ośnieżone i zmrożone. Ale piękne widoki rekompensowały nam wszelkie trudy. Po krótkim odpoczynku na Rohaczu Płaczliwym przez Przełęcz i Dolinę Smutną wróciliśmy do samochodu. I tak cali i zdrowi zakończyliśmy nasz kolejny wspaniały wypad w Tatry.

Ewa