Rohacze, 05.07.2009

"Piąta rano, zabawa skończona ..." śpiewa pięknie i sentymentalnie Andrzej Sikorowski. A nasza zabawa dopiero się  zaczyna, i to o czwartej. Drogi kawałek więc trzeba zacząć wcześniej. Świt szary, nie wiadomo co przyniesie dzień. Trochę zamieszania z dokumentacją autobusu do wyjazdu za granicę ale nic to, jedziemy.
Od parkingu w Dolinie Rohackiej góry raz się odsłaniają a raz zakrywają chmurami. Bufet jeszcze nie otwarty więc po krótkim posileniu się czym kto ma, część nad Młaką, idziemy na Przełęcz Zabrat. Trasa jest dość długa więc grupa się rozciąga i tak będzie do końca. I po kolei: Zabrat, Rakoń, Wołowiec choć nie wszyscy na niego weszli, Jamnicka Przełęcz i grań na Ostry. Przewijamy się zgrabnie, to występ skalny, to płyta, koń, komin, łańcuchy i już wierzchołek. O pogodzie można powiedzieć że jest odpowiednia - chmury chronią przed upalnym słońcem jakie miało operować, ograniczają też ekspozycję co może komuś ułatwić przejście, no i nie pada. Zdjęcia grupowe i do tyłu na pełznący łańcuszek sylwetek. Dalej już bez większych emocji, przełączka miedzy Rohaczami i Płaczliwy. Długi grzbiet na Smutną Przełęcz ale tu chmury jakby gęstsze, słychać dalekie grzmoty i zaczyna mżyć. Bez postoju zaczynamy zejście, mżawka przechodzi w regularny opad, płaty mokrego śniegu. Przy rozstaju na Stawy przejaśnia się, można się podsuszyć. Przy bufecie rojno i gwarno ale oczekiwanie na napoje i posiłki nie zachęca do długiego postoju w tym miejscu. Większość schodzi w stronę parkingu i dalej żeby się posilić, ostatni trochę później. Godzina odjazdu się przesuwa w oczekiwaniu na Małgosię, która z dwoma panami poszła nad Stawy, może żeby zamoczyć swoje zgrabne dolne kończyny. W międzyczasie leje, są wszyscy i wracamy. W Korbielowie ulga - nikt nam nie udowodnił, że nie powinniśmy przekroczyć granicy, ale wiemy że nie należy tak postępować.