"Bałkański ślad"- Czarnogóra i Albania 2013

Komovi, Prokletije, Visitor - 14.08-25.08 sierpień


"Na Bałkany wróć!" parafraza zawołania Golców jest oczywiście uniwersalna i odnosi się do wszystkich miejsc bliskich sercu.. A w Bałkany nie sposób nie wrócić :-).
Tym razem w dużo mniejszej grupie docieramy do Czarnogóry na-pogranicze z Albanią i Kosowem. Wyprawa w nieznane, ale przecież damy radę :-).
Trekking zaczynamy z miasteczka Andriejevica dojeżdżając najpierw do przełęczy Treśnjevik 1573 m nmp , a dalej górską drogą do Stavna Eko Katun-kompleksu uroczych, wygodnych i drewnianych domków w zasadzie już na dużym płaskowyżu Stavna u podnóża Komovi. Jest to jedno z najbardziej imponujących i pięknych pasm górskich w Górach Dynarskich, po Durmitorze i Górach Przeklętych.Tam spędzamy dwie noce, doceniając szczególnie łazienki z ciepłą wodą i opalane drewnem piecyki, które okazały się zbawienne po powrocie z gór w ulewnym deszczu. Do dzisiaj też pozostał w nas smakmiejscowychpotraw. Obiekt wart polecenia, jako świetne miejsce wypadowe na wszystkie "Kom-y"  :-).
Stamtąd zdobywamy te najbardziej charakterystyczne i najważniejsze dla Komovi, Kom Kućki 2487 m npm i Kom Vasojevićki 2461 m npm. Z tych szczytów zobaczyć można nie tylko daleki Durmitor, Adriatyk czy Kosowo ale imponujące, groźne i fantastycznie wyglądające Prokletije.
Trasy dobrze oznakowane, informacje na tabliczkach raczej prawdziwe. Skała krucha i to w zasadzie jedyne realne zagrożenie. Góry o charakterze wręcz urwistych klifów. Wszystkie trasy "jednodniowe". Obfitość wszelkiego rodzaju jagód i innych leśnych owoców, pachnących i smakujących nieziemsko :-).
Po pierwszych zdobytych szczytach zaczynamy właściwą, biwakową część trekkingu z doliny Grbaje już pod samymi Przeklętymi.
Prokletije, inaczej Góry Przeklęte, to najwyższe pasmo Gór Dynarskich, z charakterystycznym krajobrazem wysokogórskim i elementami rzeźby polodowcowej, nazywane czasami "Alpami albańskimi" lub "północnoalbańskimi". Góry położone na pograniczu Albanii, Czarnogóry oraz Kosowa. Ukształtowane w formie czworoboku o bokach 30 i 50 km, rozczłonkowane są w serie żeberkowych masywów o wierzchołkach ponad 2000 m npm, które sprawiają wrażenie niedostępnych fortyfikacji.Nie dziwić więc nas powinna również ich nazwa, bo widoki niedostępnych, skalistych szczytów, na których nawet w lecie zalega śnieg budzą grozę , a znajdują się ciągle jeszcze w rejonie dzikim, słabo zaludnionym i bardzo rzadko odwiedzanym przez turystów. Przyroda tutaj niemal nienaruszona! Podobno tak wyglądały Tatry w XIX wieku!
Od strony geologicznej góry zbudowane są ze skał wapiennych i wapienno-dolomitowych, aczkolwiek w części również z krystalicznych, piaskowców i łupków. Sporo zjawisk krasowych.
Obóz rozbijamy najgłębiej jak się da, gdzie samochód może podjechać i jest woda. Pogoda nie rozpieszcza, bo przez kilka kolejnych dni rano i w ciągu dnia słońce, ale po południu chmury z nad Adriatyku przebijają się przez wysoki mur Gór Przeklętych i zaczyna padać :-(.
Startujemy nie później niż o 7 rano, by po powrocie zdążyć z zimną toaletą w potoku, ugotować posiłek i przygotować się na wyprawę następnego dnia.
Eksplorację zaczynamy od obrzeży. Kolejno zdobywamy jeden z wierzchołków Karanfila, a w kolejnym dniu wyruszamy w urokliwą trasę na Popadiję. Piękna trasa trochę przypominająca nasze Tatry Zachodnie, czy Czerwone Wierchy, obfitująca w nieprzebrane ilości jagód.
Ulegamy urokowi tych gór i kontynuując wędrówkę głównym grzbietem świadomie przekraczamy granicę z Albanią. Zaskakuje nas jedynie zejście bardzo kruchą skałą i przez moment mamy wątpliwość w którą dolinę zejść, żeby nie nadłożyć drogi.Czarne chmury nad Prokletijami dodatkowo mobilizują do szybkiego zejścia, choć dzisiaj nam "na sucho" nie ujdzie.
Na trasie jedynie albańscy pasterze kóz i zbieracze jagód. Długie zejście ma jeszcze jedną niespodziankę. To stromy, płytki żleb wypełniony drobnym piargiem, pozwalający na zbieganie jak w sypkim śniegu, albo w piarżyskach Mojstrowki w Alpach Julijskich. W dolnej części doliny łapie nas deszcz, więc śpieszyć się już nie trzeba.
Następnego dnia rano zwijamy obóz i przejeżdżamy do sąsiedniej Doliny Ropojana, ok. 300 m w górę od Stavni Oko, unikalnego, głębokiego na ponad 65 m jeziorka z podziemnym źródłem zimnej, krystalicznej wody. Stamtąd nasza najdłuższa wyprawa na Maja Jezercë, będąca chyba zwieńczeniem całego pobytu w Górach Dynarskich. Trasa najbardziej urozmaicona widokowo i terenowo. Najpierw długą, głęboką, bezwodną doliną, a potem stromymi trawersami przez kolejne jej piętra, przez graniczną przełęcz z Albanią do doliny urokliwych jezior BuniJezerce. Stamtąd na jeszcze wyższe piętro, do kotła z cokolwiek "przybrudzonym" polem firnowym. Tę "zimową" część trasy kończymy wysoko na przełęczy Qafe między Maja e Kokervhakes a Maja Jezercë. Stąd wspinaczka kruchą skałą, pod dość rozległy szczyt Maji, obchodząc go i praktycznie od tyłu atakując wierzchołek z dużym metalowym krzyżem. Panorama ze szczytu w pełni obrazuje ogrom i piękno tych gór, ich niepowtarzalną formę, dzikość i niedostępność. Faktycznie jesteśmy w sercu tego dzikiego i "Przekletego" zakątka świata, ciągle czekającego na kolejnych zdobywców.
Jest burzowo, więc szybki odwrót, skupiając się na ostrożnym zejściu, bo kamienie latają w powietrzu, a chwyty czasami zostają w rękach. W drodze powrotnej dochodzimy do wniosku, że po tej wyrypie kończymy część biwakową wyprawy.
Zlikwidowany obóz zamieniamy na czarnogórski hotelik w małym miasteczku Gusinje, a dzień "restowy" spędzamy w Plavie, też małym, aczkolwiek sporym jak na tą część Czarnogóry, bo prawie czterotysięcznym, miasteczku, nad piękny Plavskim jeziorem. Tutaj jedyna jak dotąd możliwość zakupu map turystycznych.
Warto zaznaczyć,że to całkiem islamska część Czarnogóry. W miasteczkach góruje meczet z minaretem, a w małym Gusinje (ok. 1700 mieszk.) młody muezin pięć razy w ciągu doby przejmującym, mocnym głosem nawołuje do modlitwy. Nie stwierdziliśmy jednak widocznego odzewu, może modlą się w zaciszu swoich mieszkań? Atmosfera też już "wschodnia", nikt się nie śpieszy, a znajomi potrafią zablokować główne skrzyżowanie, żeby sobie uciąć pogawędkę, a reszta spokojnie czeka,lub dokonuje ekwilibrystyki żeby ominąć to miejsce. I nikt się nie denerwuje!!!
Z Gusinie kolejna wyprawa w Prokletije, na Zła i Dobra Kolata. Trasa urzeka nas podobnie jak przy Maja Jezercë. Na początku przebijamy się przez mgły i gubimy szlak, efektem którego będzie mała wyrypa przez dodatkową górkę. Kończymy jednak dobrze, a przecież nieważne jak się zaczyna, byle dobrze skończyć ;-). Zaliczamy obie Kalaty i łakomie spoglądamy na Albańską Maja Kolata, ale rozsądek bierze górę i uwzględniając brak czasu i pogodę schodzimy do Vusinje, gdzieczekają na nas już kierowcy. Wieczór w miasteczku spędzamy na zakupach i w kawiarniach, a także w "wesołym miasteczku", ale już następnego dnia znowu w górach. Tym razem toVisitor z najwyższym szczytem o tej samej nazwie. Super trasa, ładne widoki, a na szczycie imponująca panorama szczegółowo opisana na specjalnym stanowisku. Zejście poza szlakiem z azymutem na widoczne cały czas jezioro Plavskie, no i niezłytest na kolana, czy jeszcze dadzą radę ;-).
Ostatni wieczór klasycznie. z rakiją legalnie kupiona w sklepie z plastikowego karnistra ;-), a po krótkiej zielonej nocy wyjazd do domu, z żalem nucąc "Na Bałkany wróć."