2003 - 2013 X lat Klubu Turystyki Wysokogórskiej
Kulisy OLIMPijskiej wyprawy-Grecja 10-17.02.2013
Mytykas 2918 m npm
Cel nr 1-na stulecie udokumentowanego letniego wejścia na Mytikas, zimowa wyprawa na najwyższy szczyt masywu Olimpu. Reszta to naturalne dopełnienie tradycyjnych już wyjazdów zimowych w góry Europy i nie tylko.
A więc Grecja. A więc Saloniki, Olimp, Meteory, Termopile i Delfy.
A więc "Kalimera" przygodo!
Samolotem z Krakowa do Mediolanu, a dalej po nocnym czuwaniu lot do Salonik. Trochę zamieszania z naszymi autami, które miały czekać na lotnisku a nie czekały, ale po dwugodzinnym poszukiwaniu dwa Huynday-e i 30 startują w kierunku Salonik, po gaz do naszych Jetboili. Odbijamy się jednak od zamkniętych drzwi i dalej z trudem przez zatłoczone miasto, w części sparaliżowane strajkiem przeciskamy się na drogę do Litochoro, miasteczka u podnóża masywu Olimpu. Tam też namierzamy zamknięty sklep z gazem i w konsekwencji wieczorem po konsultacji z Michalisem rezygnujemy z zakupu. Po noclegu w miejscowości Leptokaria, rano przejeżdżamy przez Litochoro i ok. 9 startujemy z Gortsii w kierunku Refuge Christosa Kakkalosa.
To jednak zima, nawet w Grecji, o czym przekonujemy się bardzo szybko. Śniegu coraz więcej i droga staje coraz bardziej dęba. Wreszcie dochodzimy do Lemos, gdzie pierwsze poważne trudności. Ostra grań , a miejscami krawędź z nawianym śniegiem, a po jednej i po drugiej stronie kilkusetmetrowe strome stoki, tylko na początku porośnięte roślinnością. Za nami już ponad trzy godziny, a przed nami co najmniej cztery. W lesie trasa w miarę czytelna, na grzbiecie idziemy za wskazaniem GPS-a, a czasami zdroworozsądkowo korygujemy ją szukając prostszej drogi. Mocno daje się we znaki szczególnie to balansowanie na krawędzi. Dochodzimy do przełączki Ghiosos i stąd przez skalne wypiętrzenie pod stromą ściankę, gdzie przy pomocy asekuracji ferratowej wychodzimy na szerokie Plateau Muses. Stąd ok 2 km do schroniska Christosa Kakkolosa-nazwanego imieniem pierwszego zdobywcy Mystykasa. Zawiany śniegiem i przemrożony domek na 18 osób na początku nie wita nas zbyt gościnnie. Dopiero gdy Nikolasowi i Michalisowi udaje się uruchomić piec olejowy wraz z ciepłem zaczynamy myśleć o posiłku. Ciepła zupa z serem feta i sałatka grecka, a także orzechowa Soplica i pędzony w górach z winogron "nektar Zeusa" rozgrzewa nas do reszty. Romantyczny wieczór pod żyrandolem z prawdziwych świec upływa na grach w kości i "Carcassonne", a także leniwej pogawędce z chatarami. Atmosfera takich małych, zagubionych w górach schronisk, w środku szalejącej za oknami wichury i padającego w poziomie śniegu jest niepowtarzalna i trzeba sobie cenić to, że są jeszcze takie magiczne miejsca.
Rano do 11 zamieć i mgła. Później zaczyna się przejaśniać, więc od razu wykorzystujemy okno pogodowe. Wysoko trawersujemy kocioł pod Stefani, żeby stromym podejściem pokonać nawis wydostając się na grzbiet i na drugą stronę w kolejny trawers już do kuluaru Louki pod Mystykasem. W tym miejscu zostaje nas trzech do próby zdobycia szczytu. Najbardziej napalony i zdecydowany Leszek, Alek i Ja. Trawersujemy znów wysoko, prawie u podnóża skalnej ściany, ale to wcale nie jest bezpieczniejsze. Śniegu dużo, a po tej stronie już z lekką lodową glazurą, natomiast w kuluarze jest jeszcze sypki i głęboki. Nogi się zapadają i posuwamy się bardzo wolno. Czujemy cały czas, że to nie są optymalne warunki na wspinaczkę w stromym żlebie i w końcu z żalem podejmujemy decyzję o odwrocie. Mój GPS pokazuje wysokość 2790 m npm, a więc ok. 130 m w pionie do szczytu.
Wycofujemy się tyłem pilnując się, żeby nie uruchomić lawiny w kuluarze a potem nie obsunąć się na stromym stoku. Gdy dochodzimy do grzbietu z którego schodzimy do kotła reszta ekipy jest już blisko schroniska. Niestety wiatr zawiał ślady więc nowe torowanie szlaku. Zmęczeni, trochę rozczarowani odkładamy na jutro rano wejście na ładny szczyt Proroka Eliasza w kształcie piramidy, niedaleko schroniska. Szkoda bo rano pogoda się załamuje. Zaczyna padać śnieg i wiać. Do tego mgła, która nieodłącznie towarzyszy Olimpowi-to jednak cały czas mityczny tron Zeusa i pozostałych dwunastu bogów. Wygląda na to, ze zwykli śmiertelnicy nie powinni mieć swobodnego dostępu do Tronu.
Odwrót i zejście do parkingu to naprawdę wyzwanie, z którym się jeszcze nie wszyscy z naszej grupy spotkali, a zeszłoroczna Babia to taka przygrywka. Jedynie wytyczkowana trasa przez plateau nie przedstawia trudności. Potem zejście z ubezpieczeniem i na nowo "balet" na krawędzi czasami przewieszonej ostrej grani Lemos, pokrytej świeżo nawianym śniegiem. Pierwszy Alek, Dorota, Agnieszka i Leszek. Potem przerwa i Rafał, Ja , Kasia i Marek. Pogoda tylko potęguje spore obciążenie psychiczne. Wszyscy mamy świadomość, że jest niebezpiecznie i że jesteśmy zdani tylko na siebie.
Gdy osiągamy szczyt Skourta (2476) trochę nam odpuszcza.
Potem jeszcze szeroki grzbiet i zejście przez zalesiony stok i głęboki śnieg. Z trudem odnajdujemy szlak i przez nieczynne schronisko Petrostrouga docieramy do samochodów.
Pomimo, że nie udało się zdobyć zimą najwyższego szczytu Grecji, wracamy szczęśliwi, że udało nam się dotknąć kolejnych pięknych i wymagających gór, spotkać nowych ciekawych ludzi (Michalis to zdobywca z 2004 roku Mont Everestu i od 10 lat chatar-manager maleńkiego schroniska, a przy okazji dr geologii), ale najważniejsze , że bezpiecznie udało się ewakuować całą ośmioosobową grupę w tak niesprzyjających warunkach. Kilka dni później Mike napisał, że po naszym zejściu, przez weekend dosypało prawie 2 m świeżego śniegu i że wyjątkowo nam nie dopisała pogoda. To tak na pocieszenie???
To oczywiście nie koniec naszej eskapady. Przed nami Meteory-kamienny las niezwykłych skał z "wiszącymi w powietrzu" monastyrami, najważniejsze po św. Górze Atos prawosławne centrum monacystyzmu Grecji. Dalej Termopile, miejsce heroicznej bitwy Spartan i Greków pod wodzą Leonidasa z Persami, opóźniającej marsz na Ateny. Miejsce gdzie do dzisiaj wypływają źródła ciepłej wody, z których dalej można korzystać na łonie przyrody. Wreszcie Delfy, centrum starożytnego świata Greków, ze Świątynią Ateny i Apolla , a przede wszystkim Wyrocznią, gdzie każdy z pielgrzymujących mógł zadać pytanie , niezmienne przez wieki: o wierność swoich partnerów, zaufanie przyjaciół, czy powodzenie w pracy lub transakcji handlowej. a może kolejnej wyprawy???
Tak mija tydzień intensywnego wchłaniania Grecji, kolebki europejskiej cywilizacji i miejsca narodzin demokracji, filozofii i teatru. Tutaj doświadczamy jak Mitologia miesza się ze światem starożytnym i nowożytnym, a historia zaklęta w sztuce przenika się ze światem religii i mitów. Tutaj potwierdzamy, że oliwki i feta, musaka, ouzo czy metaxa kojarzą się i smakują zawsze tak samo, a grecki "kryzys" nie bez przyczyny ma swój rodowód w starogreckim "krisis". Signum temporis!
To na pewno jednak nie koniec naszej przygody z Bałkanami, a z Olimpem w szczególności.
Wojtek