Inne Galerie

W gościnie u Mnichów - 23.08.2011

Biwak w Tatrach pod gołym niebem to jedno z marzeń, które chodziło za nami od dawna, a udało się go zrealizować dopiero z końcem wakacji.
23 sierpnia o 14 wyjeżdżamy z Romanem w kierunku Tatr. Gdy dojeżdżamy do Bukowiny nadciąga burza, która już na Palenicy opóźnia nasze wyjście w góry o prawie godzinę. Cierpliwie czekamy patrząc jak za oknami samochodu świat zaciąga się ciemną stalowoszarą kurtyną a w dach i szyby zaczynają bębnić lodowe kule gradu ze ścianą zacinającego deszczu. Do Moka docieramy już późno. Wprawdzie noc gwiaździsta ale księżyc w nowiu, więc od skrzyżowania szlaków na Szpiglasową zapalamy czołówki. Przy Stawie Staszica odbijamy w lewo i w świetle naszych lampek pniemy się w górę do Wyżnich Mnichowych Stawków. Tutaj zaczynamy szukać miejsca do spania, bo nie dość, że późno (prawie 22) to za Miedzianym co chwila się błyska. Na dodatek coś nas podkusiło i szukamy jeszcze lepszego miejsca zostawiając plecaki pod wybranym głazem. Nie trudno się domyśleć, że po chwili tracimy z oczu to miejsce i przez następne dwadzieścia minut, trochę już nerwowo szukamy noclegu i .plecaków :). Wszystko jednak kończy się szczęśliwie i o 22.30 raczymy się gorącą herbatą, już w śpiworach, a potem korzystamy z "darmowego seansu" w tatrzańskim planetarium.
I tak niepostrzeżenie wpadamy w ramiona Morfeusza.
Noc  bardzo ciepła i sucha, więc rano wyspani z przyjemnością wstajemy około szóstej. Toaleta i tradycyjny śpiew "Kiedy ranne wstają zorze". Potem śniadanie i zwijamy obozowisko. Wokół nas budząca się jeszcze przyroda, a na przeciwległym zboczu Miedzianego, startujący pewnie z Moka przed szóstą pierwsi turyści.
A my już wysoko w drodze na Mnicha.
Powyżej Mnichowej przełączki Niżnej wyciągamy szpej i na lekko wspinamy się na szczyt Mnicha. Dla mnie to pierwsza wizyta i spotkanie z tym zakapturzonym, charakterystycznym, tatrzańskim szczytem, dla Romana kolejny, ale jak mówi za każdym razem ekscytujący i niezapomniany.
Nikogo w pobliżu, więc jest czas i na sesję fotograficzną i chwilę kontemplacji .
Potem procedura zjazdu, niezwykle skrupulatnie dopilnowana przez Romana.  To podobno to co niektórzy taternicy lubią najbardziej :). Zjeżdżam pierwszy na pełną długość liny. Romanowi zostaje tej przyjemności dwa razy mniej, ale nie narzeka.
Z góry widzimy kolejne zespoły taterników, którzy maszerują w kierunku Zadniego Mnicha. To nasz cel na kolejny wypad pod chmurkę. Idąc ich śladem rozeznajemy drogę podejściową, a przy okazji rozglądamy się za kolebami, które udaje nam się szczęśliwie zlokalizować. Jest zatem od czego zacząć następną przygodę.
Schodząc jesteśmy pod wrażeniem naszej wczorajszej wspinaczki z ciężkimi plecakami w świetle czołówek, co by nie mówić po prostu byliśmy naprawdę dobrzy ;).
Pogoda wspaniała, więc tłumy nad Morskim Okiem. Jeszcze tylko nieśmiertelna zupa pomidorowa, dobijająca asfaltówka do Palenicy i możemy zamknąć kolejny mały rozdział, niekończącej się historii tatrzańskiej. Tym razem opowiadaniem: "O dwóch takich co pod Mnichowem, gwiaździstym niebem noc spędzili..."

Wojtek i Roman