Inne Galerie

Słowacja, Niżne Tatry  - Słowacki Raj, 25 -26.07.2015

Nie było pogodowego horroru, czego pewnie obawiali się ci, którzy nie pojechali. 18 osób się odważyło. Dojazd Telgartu był dłuuugi, z postojami i dopiero w południe mogliśmy podchodzić czerwonym szlakiem pod Kralową holę. Było dość ciepło ale powiewy wiatru umilały podejście. Wyraźnie wydeptany szlak, najpierw lasem, potem wśród krzewów i wreszcie połoninami, jak w Bieszczadach. Powoli odsłaniała się wieża przekaźnikowa i wreszcie słup oznaczający wysokość 1946,1 metrów nad poziom morza. Przychmurzone horyzonty nie pozwalały dokładnie obejrzeć tego, z czego Kralowa hola słynie - kilkunastu pasm górskich począwszy od całych Tatr na południe po Bieszczady i Borżawę na pn - wsch.
A na północny zachód otwierają się widoki aż po Beskid Śląsko - Morawski. Południe to bezkres Murańskiej Płaniny. I wreszcie na zachód grzbiet Niżnych Tatr przez Czertowicę po najwyższy Dżumbir a na wschodzie Słowacki Raj. Bardzo zimny wiatr zagonił nas w zaciszne miejsce na schodkach budynku wieży do grupowego zdjęcia, również z 2 Słowaczkami, które też weszły. Ciągnące czarne chmury skłoniły do szybkiego schodzenia ale i tak nie obyło się bez ulewy i grzmotów.
Po dotarciu wszystkich uczestników ruszyliśmy do Helpy na jedzenie i nocleg a mikrobus wyglądał jak dziurawa beczka, bo woda deszczowa z ubrań i butów ciekła schodkami na zewnątrz. Na razie jedynym pragnieniem było uwolnienie się z tego naturalnego kompresu, łącznie z bielizną, więc szybko zajęliśmy wygodne pokoje. Hotel bardzo zmienił się na korzyść od naszego ostatniego tam pobytu sprzed paru lat, lepszy wystrój i wyposażenie, jedzenie smaczne i obfite, miła obsługa szefowej i pani od wszystkiego i zaopatrzony bar. Były też posiady integracyjne ze śpiewami i opad za oknem.
Niedziela powitała nas słabym opadem więc dla poprawy humoru wspólnie odśpiewaliśmy słowacką  piosenkę o Kralowej Holi wyszukaną nam przez Staszka i solo o Helpie, co to jest "pekne mesto" Po dotarciu na parking Dobszyńska Lodowa Jaskinia był już normalny deszcz. Razem z wielkim tłumem weszliśmy do tego cudu przyrody i jaskinia rzeczywiście robi wrażenie. Pani prowadząca bez emocji ale z pewna dumą mówiła o jej walorach i niezwykłości. Robienie tam zdjęć to 10 EURO, więc większość zadowoliła się zakupem widokówek z tej lodowej krainy. Po wyjściu niespodzianka - błękit nieba i słońce. Nie zostało wiele czasu do odjazdu ale Hawrania skała była nieomal w zasięgu ręki, więc w drogę. Po śliskich wapieniach, które trochę problemów sprawiały zwłaszcza przy zejściu, po dobrze oznakowanym szlaku dotarliśmy na najwyższe wzniesienie Słowackiego Raju, nad urwisko Hawraniej. Rozległy widok na wzniesienia, kotliny czyli słowackie rokliny, wody, zieleń, rekompensował trud przejścia. Wyjazd o ustalonej godzinie i długi powrót, gdzie odpoczynek dla kierowcy został wykorzystany na posiłek tradycyjnie w Podspadach w gospodzie Murań. I to było tyle.