A miało być tak pięknie - w dole morze mgieł, w górze pełne słońce :-)
W piątek jeden z portali pogodowych głosił na weekend inwersję, więc podjęłyśmy szybką decyzję o wyjeździe. Nasi znajomi mieli inne plany, toteż w kobiecym składzie ruszamy na podbój Słowackich Tatr Wysokich, a dokładnie Koprowego Wierchu. Startujemy z Bielska o godzinie 3.00. Mgła towarzyszy Nam niemal przez cały czas, więc mamy optymistyczne nastawienie, iż przewidywana pogoda się sprawdzi. Wtedy nie wiedziałyśmy, że aż tak się rozczarujemy. W Szczyrbskim Plesie jesteśmy o 6.20. Zima w pełni, a dodatkowo jeszcze bardzo świątecznie (oświetlone bałwany, gwiazdy, itp.).
Ruszamy w drogę, zaczyna sypać śnieg, całe szczęście tylko ok. 20 minut. Do schroniska przy Popradzkim Plesie idziemy zimowym szlakiem. Tam robimy postój na śniadanie. Turystów oraz skiturowców niewielu. O godzinie 8 kierujemy się niebieskim szlakiem przez Dolinę Mięguszowiecką.
Szlak jest wydeptany tylko do Rozdroża przy Rybim Potoku, dalej musimy sobie radzić same. Jest ciężko, bo śniegu naprawdę dużo, czasem kijki zapadają się aż po rączki. Cały czas po prawej stronie mamy widok na Rysy, Ciężki Szczyt oraz Wysoką, z lewej natomiast na grań Szatana i Hlińskiej Turni. Około godziny 10.30 docieramy do Wielkiego Hińczowego Stawu, skąd widzimy już nasz dzisiejszy cel. Patrzymy na Koprowe Sedlo i . zastanawiamy się, jak tam wejść. W lecie szlak nie wygląda tak stromo. Dociera do Nas Jozef - Czech z Brna. Jak mówi przysłowie - "w grupie zawsze raźniej", odtąd idziemy już razem. Brnąc w śniegu po uda, wychodzimy na przełęcz, a po 1,5 h jesteśmy u celu, czyli na wierzchołku Koprowego. Niestety, tym razem portale pogodowe się mylą!!!!. Słońca nie ma, widoków prawie też. Trzeba było wykazać się dobrym refleksem, żeby uwiecznić na zdjęciach okoliczne szczyty, które odsłaniały się raptem na kilkanaście sekund :-) Widzimy Lodowy, Łomnicę, Mięgusze, Rysy, Szpiglasowy. Na moment pokazuje się też Kozi Wierch. Wracamy tą samą drogę. Niedaleko schroniska rozstajemy się z naszym kompanem, a pogoda robi Nam niespodziankę - pojawia się błękitne niebo i słońce. Dla poprawy humoru wchodzimy na środek skutego grubą warstwą lodu Popradzkiego Stawu i robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. Po 5 minutach pogoda wraca do normy, tzn. "znika" niebo i słońce i znów robi się pochmurnie i mroczno. Do samochodu dochodzimy około godziny 18, wcześniej jeszcze obserwujemy zawody freestylowe, które odbywają się na małej skoczni w Szczyrbskim Plesie. Mgliście jest również w drodze powrotnej.
Pomimo, iż pogoda Nam nie sprzyjała, to uznajemy ten wyjazd za bardzo udany, nabyłyśmy nowe doświadczenia w zdobywaniu gór zimą.
Ewa i Ania