Inne Galerie

KIEŻMARSKIE SZCZYTY - 20 październik 2012 r.

Piotr Pustelnik powiedział, że "świat wartości w górach jest prosty i przejrzysty dla każdego. Ale jest to absolut piękna i estetycznych doznań. Nie chcesz, nie jedziesz. Nie jedziesz, nie widzisz. Nie widzisz, nie przeżywasz. Wybór należy do ciebie".
My postanowiliśmy jechać, zobaczyć, przeżywać...
Ekipa - Ania, Jasiu i ja,
Cel - Kieżmarskie Szczyty.
Ponieważ dzień robi się coraz krótszy, wyjechaliśmy dość wcześnie, nawet jak na nasze standardy, bo o 3.30. Na szlaku byliśmy już o 6.30. W miarę szybko doszliśmy do schroniska przy Zielonym Stawie Kieżmarskim i po krótkim postoju na śniadanie udaliśmy się w dalszą drogę - czerwonym szlakiem na Rakuski Przechód. Z przełęczy zrobiliśmy skok w bok, tzn. na Rakuską Czubę (2037 m), po czym obraliśmy azymut na Kieżmarski. Ruszyliśmy w głąb Doliny Huncowskiej, trawersując lekko w kierunku Małego Kieżmarskiego Szczytu i dalej żlebem na Przełęcz Huncowską. Szło się średnio przyjemnie, bo kamienie obsuwały się spod nóg, a miejscami były płaty śniegu.
Z przełęczy doszliśmy granią pod Wyżnią Kieżmarską Przełęcz (nie wchodząc na nią)
i kierując się w lewo weszliśmy na Kieżmarski Szczyt (2556 m npm).
Pogoda była bajkowa, więc i widoki nieziemskie - Łomnica i Durny na wyciągnięcie ręki, dalej Lodowy, Baranie Rogi, Czarny Szczyt, Jagnięcy, Tatry Bielskie, nawet Trzy Korony na horyzoncie. Wpisaliśmy się do księgi wejść, następnie po zejściu na przełęcz wdrapaliśmy się jeszcze na Mały Kieżmarski Szczyt (2513 m npm).
Wracaliśmy tą samą drogą, czyli na Huncowską Przełęcz i Rakuski Przechód, a stamtąd czerwonym szlakiem w kierunku Zielonego Stawu.
Mieliśmy za sobą sporo kilometrów i przewyższenia, moje kolana powoli odmawiały posłuszeństwa, dlatego też szłam "w ogonie". W pewnym momencie straciłam Anię i Jasia
z pola widzenia, doszłam do rozwidlenia, a ponieważ nie było tam żadnego znaczka, wybrałam ścieżkę w lewo, bo bardziej mi się spodobała :) Ale niestety wkrótce ścieżka się skończyła i zaczęła się stroma skała.
Miałam trzy wyjścia:
1. siedzieć i płakać :(
2. wezwać helikopter ;(
3. zawierzyć swoim umiejętnościom wspinaczkowym i iść w dół.
Wybrałam to trzecie i tym sposobem zafundowałam sobie totalnie ekstremalne, ale
i ekscytujące zejście, jako podsumowanie wycieczki :)
Całe szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie, doszłam do szlaku i już w trójkę prawie
o zmierzchu dotarliśmy do schroniska, gdzie wrzuciliśmy coś na ruszt. W międzyczasie zrobiło się ciemno, toteż przy załączonych czołówkach schodziliśmy do samochodu.

Ewa