Giewont , 26.07.2009
Zawsze mnie trochę śmieszą ci wysokogórscy, którzy za plamę na swoim honorze uważają wejście na Giewont. Przecież to góra jak inne, tylko miała to nieszczęście że jest pierwsza tak widoczna. Między innymi ci, którzy też tak uważają, wybrali się w niedziele na tę górę.
Pogoda nie zapowiadała się najlepiej, na Hali Strążyskiej regularny opad, pod Siklawicą zdjęcia i nie zważając na deszcz wznosimy się. Powyżej górnej granicy lasu już nie pada, przewalają się mgły, wieje zimny wiatr. Krótki postój na posiłek i na Przełęcz Kondracką. Ruch niewielki, bez kłopotów podchodzimy pod kopułę szczytową. Szybko przez część skalistą i wierzchołek pod krzyżem. Krzyż odnowiony, widoczność ograniczona, co chwilę mgły się rozrywają i widać Podhale a nawet dalej.
Zimny wiatr nakłania do zejścia, sznureczkiem po klamrach i znowu Przełęcz Kondracka. Pogoda wyraźnie się polepsza, wychodzi słońce a od Kondratowej sznureczek ludzi. Pod schroniskiem laba przy stolikach, napoje, ciepło, wesoło, żarty, rozmowy o tym co było i co będzie. I w takim nastroju powrót do Kuźnic i do Bielska.