Inne Galerie
Velký Choč, 11.03.2017
Propozycja, decyzja i jedziemy. Krzysiek prowadzi swój pojazd, w którym swobodnie prócz niego mieści sie Jadzia, Robert i ja. Po dwóch godzinach w słynnej Valaskiej Dubovej wita nas Tibor. Jego entuzjazm ze spotkania szybko nam się udziela. Bo Tibor Czebe to postać nietuzinkowa, znana chyba w całym słowackim środowisku turystycznym. Z Tiborem znamy się już pewnie z dziesięć lat i nigdy nie widziałem go smutnego, zmęczonego, markotnego, zawsze życzliwy i chętny do pomocy. Razem ze swoja przyjaciółką Bibianą tworzą duet, z którym zawsze chciało by się spotkać na szlaku. Po takim wstępie ruszamy spod karczmy przy kościele przez wieś, dobrze znaną z poprzednich pobytów. Początkowo bez śniegu, potem trochę oblodzenia, głębsze warstwy i dochodzimy do Wielkiej Polany. Od południa dochodzi szlak z Likavy, kiedyś też przez nas przecierany. Zatrzymujemy sie na posiłek w dawnym szałasie pasterskim, żartobliwie zwanym "Hotelem pod Choczem". Rzeczywiście, można tam zabiwakować pod dachem, są nawet posłania, które swój najlepszy okres miały bardzo dawno temu. Po drodze rozciągnięta grupa Słowaków, z którymi pokonujemy stromy, skalny i oblodzony fragment i jesteśmy na przełączce, na która dochodzi szlak z Kubina. Pogoda do tej pory nie obiecywała wiele, ale tu otworzył się widok na północ, na Kubiny, Magurę Orawską i ogólnie Górną Orawę. Przy tyczce na wierzchołku i pod tabliczką ze szlakami obowiązkowe zdjęcia z banerami. Przy zejściu horyzont nam się poszerza i mamy dodatkowo wspaniałą widoczność na ośnieżone olbrzymy Niżnych Tatr i Wielkiej i Małej Fatry. Przydają sie różnego rodzaju nakładki na buty, chroniące w wielu miejscach przez poślizgiem. Już w pełnym słońcu dochodzimy do legendarnej Janosikowej Karczmy i po skromnym posiłku, pożegnaniu z Tiborem, wracamy. Za nami piękny dzień, spędzony w pięknych górach, w miłej atmosferze. P.s. dodam jeszcze że Tibor jest członkiem PTTK i KTW i regularnie opłaca wszystkie składki i opłaty organizacyjne. jn