Wielki Chocz, 05.12.20100

Z tą wycieczką trafiliśmy na chłodniejsze dni. I jeszcze sporo śniegu.
Chciało mi się na skróty od północy ale miejsce startowe okazało się mocno zaśnieżone, bez możliwości zatrzymania autokaru, za to z możliwością intensywnego torowania.
Trzeba było powrócić na stary, znany szlak z Wałaskiej Dębowej. Słońce przebijało się przez chmury, po drodze były inwersje temperatury, w czasie jazdy termometr na zewnątrz pokazywał zachęcające minus 22 do minus 25 stopni niezawodnego Celsjusza. Na takie warunki dobre jest szybkie wyjście z autokaru i intensywny marsz. Droga dość przetarta, idą też inne grupki i podgrupki, nasza się rozciąga. Do Średniej Polany lekkie podmuchy wiatru, wyżej słonecznie ale za to wiatr intensywnie przenikający. Odsłaniają się coraz szersze panoramy ale wiatr dokucza coraz bardziej. Tuż pod wierzchołkiem na termometrze u Wojtka, który już schodził, było minus 10. Temperaturę odczuwalną trudno było określić bo wiatromierza to Wojtek nie miał, ale pobyt na szczycie nie był zbyt przyjemny mimo że było na co patrzeć: i Zachodnie Tatry Słowackie, i Niżne, i obie Fatry, Magury, Babia z Pilskiem i B. Żywieckim, wszystko jak wyspy na dolinnymi mgłami.
Wszyscy weszli i zeszli, byli też zimowi debiutanci, wszyscy w karczmie u Janosika uzupełniali jadło i napoje.
Było to ostatnie klubowe wyjście w góry w tym roku (2010).
Ale na Chocz od północy jeszcze pójdziemy.