Bieszczady, 12 - 15. 09. 2013
Kolejne 4 dni w Bieszczadach, jak co roku we wrześniu. A dokładnie na działalność w górach przypada, w dobrych układach, najwyżej dwa i pół dnia. Reszta to dojazd i powrót. Postoje w czasie podróżowania wykorzystywane są na zwiedzanie ciekawych miejsc i obiektów. Tym razem obejrzeliśmy miasto i muzea Biecza, zwłaszcza ciekawe i oryginalne muzeum aptekarstwa. Był też postój w Krośnie i pobyt z przewodnikiem w krośnieńskiej farze oraz w Muzeum Podkarpackim. Tutaj, wśród wielu działów, największe zainteresowanie wzbudziła historia oświetlenia i wyroby krośnieńskich hut szkła.
Na miejscu mieszkaliśmy i jadali w ośrodku w Zatwarnicy, maleńkiej miejscowości między Połoniną Wetlińską a Otrytem. Ośrodek należy pochwalić, chociaż dojazd do niego wyglądał jak na przysłowiowy koniec świata. Mostki na Sanie nie budziły zaufania, wyboje na drodze powodowały roztrzęsienie ale w końcu nie było źle. Był sklep spożywczy, pętla PKS, bardzo dobra informacja turystyczna, zrekonstruowana chata Bojków, dawnych mieszkańców tych terenów. Bardzo dobrze oznakowane szlaki turystyczne i ścieżki historyczno - przyrodnicze, leśniczówka z pasieką i miodem.
W góry poszliśmy, jedną ze ścieżek, na ładny szczyt Kamień Dwernik. Ciepło, słonecznie, piękne widoki na połoniny i pasmo graniczne, długi powrót łatwą drogą. Frekwencja na wieczornym ognisku dopisała a śpiewy długo niosły się po wsi . Następnego dnia Połonina Wetlińska nas trochę rozczarowała bo przewalały się chmury, widoczność chwilami ograniczona, na Smereku również i wiatr mroźny, silny, uporczywy. Od Chatki Puchatka szybko schodziliśmy na Przełęcz Wyżnią gdzie było cieplej i przyjechał po nas autokar. Wieczorne śpiewy tym razem odbywały się przy kominku. Prognozy na niedzielę nie były korzystne i niestety się sprawdziły. Ranek pochmurny, niski pułap, chwilę po wyjeździe zaczęło padać. Zostały nam tylko atrakcje po drodze. Chwila postoju przy pięknej bojkowskiej cerkwi w Równi a potem był Sanok, w którym akurat oddawano po remoncie cały kompleks zamku z wnętrzami muzealnymi. Nie mogliśmy czekać na otwarcie, ale bardzo sympatyczny pan dyrektor oprowadził nas awansem po części poświęconej twórczości Zdzisława Beksińskiego. Atrakcja była tym większa, że pan był wieloletnim przyjacielem artysty i były informacje niedostępne w popularnych publikacjach. Zdążyliśmy jeszcze do Soboru Świętej Trójcy, katedry prawosławnej diecezji przemysko-sądeckiej, gdzie ogromnie sympatyczny ksiądz oprowadził nas i jeszcze podyskutował na tematy religijne. No i to, czego nie zrobiliśmy w pierwszym dniu - drewniany kościół p.w. św. Michała Archanioła, z listy zabytków UNESCO, w Binarowej. Zapoznaliśmy się ze szczegółami z wnętrzem, podziw budzi polichromia, trochę uszkodzona po ostatniej powodzi ale całość piękna. No i stamtąd już długi, długi powrót do domu.