Inne Galerie
Bieszczady 10 - 11 - 12 - 13. 09.2009
"Hej Bieszczady, hej Bieszczady ...." kiedyś się śpiewało. Ale to coraz inne Bieszczady. Coraz mniej miejsc niezamieszkałych a więcej różnego rodzaju rancz, ośrodków, gospodarstw, sklepów, barów itp. itd.
Cztery dni doskonałej pogody, cztery dni w pięknych górach w przemiłym towarzystwie - czegóż chcieć więcej ?
Pobyt w ośrodku "Smerek" w Smereku Dolnym w warunkach turystycznych ale dość przyzwoitych, jedzenie też. Mając autokar do dyspozycji mogliśmy dość sprawnie się przemieszczać bo publiczna komunikacja, jak w większości małych miejscowości, dość mocno ograniczona a prywatne busy dopiero "raczkują".
Gdzie byliśmy ? Tam gdzie zdążyliśmy ale w miejscach bardzo atrakcyjnych. Pierwszego dnia, ponieważ dojazd nam się wydłużył, to poszliśmy na krótki spacer na Jawornik nad Smerekiem z zejściem do Wetliny.
Drugi dzień był dość intensywny bo przeszliśmy z Przełęczy Wyżniańskiej przez bacówkę PTTK na Małą i Wielką Rawkę i wzdłuż granicy polsko - ukraińskiej do styku trzech granic na Kremenarosie, pozdrawiając po drodze ukraińskich pograniczników.
Następnie autokarem na parking do Brzegów Górnych i pod mocno grzejącym słońcem do słynnej Chatki Puchatka na Połoninie Wetlińskiej. Z każdego miejsca piękne widoki hen, daleko, na wschód aż po najwyższe wzniesienia po stronie ukraińskiej. Przejście Połoniną przy tak wspaniałej pogodzie to niezapomniane przeżycie! Nie wystarczyło czasu na wejście na Smerek i z Przełęczy Orłowicza zejście znowu do Wetliny i przejazd do Ośrodka na smakowita obiadokolację
Trzeciego dnia poranne mgły ustąpiły dość szybko a my poszliśmy na Chryszczatą. Ograniczenia w ruchu pojazdów zmusiły nas do mozolnego podejścia z Woli Michowej na Przełęcz Żebrak. Łagodne przejście na wierzchołek prowadziło pięknym lasem ale z ograniczoną widocznością. W zejściu spotyka się krzyże - jedyne pamiątki po cmentarzach wojennych z pierwszej wojny światowej. Największą atrakcją w tym rejonie są osuwiskowe Jeziorka Duszatyńskie wśród lasów, ale z bardzo uporządkowanym otoczeniem. Długie i mozolne zejście na stronę Komańczy ułatwił nam pan kierowca, który z poświeceniem, wyboistą drogą przyjechał do Duszatynia. W Komańczy obejrzeliśmy nowobudowaną cerkiew prawosławną i murowaną, z pięknym ikonostasem, cerkiew grekokatolicką. A wieczorem było ognisko z pieczeniem wędlin. Pod gołym, rozgwieżdżonym niebem, niosły się hen, w połoniny, piosenki rajdowe, turystyczne i inne długo, długo w nocy.
Ostatniego dnia wyjeżdżamy zaraz po śniadaniu. Dzień był parny, zapowiadało się na zmianę pogody. Pojechaliśmy nad jeziora. W Polańczyku trudności z zaparkowaniem ale się udało i na przystań nad Jeziorem Solińskim. Miła obsługa i tylko nasza grupa na statku spacerowym w godzinnym, uroczym rejsie. Jeszcze pamiątki, choć nie bardzo było w czym wybierać, ostatnie zakupy i niestety, żegnamy Bieszczady. Po drodze spodziewane opady, planowe postoje i wczesnym wieczorem w Bielsku. Fajnie było!