Wielka Racza, 28 - 29.03.2009
Wymyśliliśmy sobie Wielką Raczę inaczej, ze Słowacji z Oszczadnicy i to publicznymi środkami lokomocji. Jeździ taki pociąg, nazywa się "Skalnica", okazało się że aż z Krakowa do wojewódzkiego miasta Żylina. Po drodze jest Oszczadnica i według uzyskanych informacji pociąg się tam zatrzymuje. Kiedy chciałem nabyć odpowiednie bilety w kasie PKP w Bielsku pani usiłowała mi je sprzedać do Szczawnicy - Oszczadnicy nie miała w "systemie". Bez dyskusji wziąłem do Czadcy i razem z Basią, Haliną, Tadkiem, Leszkiem i Staszkiem ruszyliśmy wierząc, że jakoś to będzie. W Żywcu dosiadł kolega Mieczysław z informacją, że mógł nabyć bilet tylko do Zwardonia. Był trochę nerwowy ale w Zwardoniu kupił bilet do Czadcy i uzyskał informację, że w Oszczadnicy pociąg się nie zatrzymuje. Przyjęliśmy to ze spokojem a za chwilę, zapytana słowacka konduktorka powiedziała że w Oszczadnicy możemy wysiąść a dodatkowy bilet nam sprzeda koleżanka, już za euro. No trudno, nie takie rzeczy już na kolei bywały.
Przez most nad Kisuczą, drogę Czadca - Żylina wchodzimy na rozległe łąki, mimo zachmurzenia widoczność nie najgorsza. Dokuczliwy wiatr, to chyba ten zapowiadany halny. Mijamy bunkier z czasów ostatniej wojny, śniegu przybywa pod nogami, ledwie są widoczne stare ślady, które Staszek pracowicie na przedzie poprawia a i tak się co chwilę zapadamy. Coraz dłużej prześwieca słońce, dochodzimy do kompleksu narciarskiego Chaty na Raczy. Postój na uzupełnienie płynów i trochę lepszą drogą podążamy na Wielką Raczę. Ładnie się prezentują wyciągi i kolejki dla narciarzy i utrzymane trasy. Coraz wyżej i coraz rozleglejsza panorama wspaniale rozświetlana zachodzącym słońcem. W schronisku sporo ludzi, dostajemy siedmioosobowy pokój za pokojem przechodnim. Po kolacji wracamy do siebie i snują się opowiadania, wspomnienia, żarty, dowcipy popijane różnymi napojami. Mając na uwadze fakt że śpimy krócej, nie przedłużamy tych miłych chwil.
Poranny wiatr i zachmurzenia nie nastrajają do długich marszów. Decydujemy się na zejście do autobusu do Kolonii. Po leniwym śniadaniu pakujemy ekwipunek i schodzimy, jadalnia pełna do ostatniego miejsca. Jeszcze rzut oka na otoczenie z platformy widokowej i łatwa droga do Rycerki. Na tyle łatwa, że jesteśmy prawie 2 godziny przed czasem. Przeczekaliśmy i dwoma autobusami dotarliśmy do Bielska.
Warto będzie wrócić na tą trasę latem, zapowiada się interesująco.