Inne Galerie

GROSSER PRIEL - 2515 m npm
16 czerwiec 2012 r.

To był kolejny wyjazd na zasadzie: dziś pytanie, dziś odpowiedź :-)
Kolega Ani zadzwonił do niej w czwartek wieczorem z propozycją dołączenia się do organizowanego wypadu w Alpy. Planowany wyjazd: piątek wieczór. Decyzja została podjęta błyskawicznie.
Skład ekipy: Ania, Robert, jego kolega z Krakowa - Krzysiek, pseudo Ronc i ja.
Cel: Austria, Totes Gebirge, czyli Góry Martwe i ich najwyższy szczyt Grosser Priel.
Wyjechaliśmy ze Skoczowa o 22, a na miejsce dojechaliśmy po godz. 4. Przed 5 wyszliśmy już na szlak. Startowaliśmy z miejscowości Hinterstoder, leżącej na wysokości 605 m n.p.m. Najbliższe (jedyne zresztą po tej stronie gór) schronisko Priel-Schutzhaus jest na wysokości 1420 m n.p.m., a szczyt jak już pisałam 2515 m, czyli czekało nas 1910 m przewyższenia w jedną stronę (po nieprzespanej nocy).
Początkowo droga prowadzi dnem doliny, potem stopniowo nabieraliśmy wysokości idąc stromym, zalesionym terenem. Po drodze mijaliśmy parę pięknych wodospadów (najwyższy Klinser-Fall ma 80 m). W schronisku zrobiliśmy krótki popas, a następnie rozdzieliliśmy się na dwie ekipy. Robert i Ronc poszli bardzo trudną, siłową ferratą (musieli przez ponad 3 godz. dosłownie podciągać się na rękach, jednocześnie nie mając za bardzo oparcia na nogi). My natomiast poszłyśmy dłuższą drogą, przez zaśnieżony kocioł Kühkar na leżącą na wys. 2340 m przełęcz Brotfallscharte, przed którą również czekała na nas ferrata, ale łatwiejsza. Wszyscy razem spotkaliśmy się na szczycie.
Pogoda piękna, więc widoki nieziemskie :-) Najbliższe szczyty to Spitzmauer, Kleine Priel, Dolina Stoder, dalej na horyzoncie m.in. Dachstein, Hochgolling i wiele, wiele innych. Posiedzieliśmy tam ponad 1,5 godz., bo żal było schodzić. W drogę powrotną udaliśmy się już w czwórkę. Po dojściu na przełęcz postanowiliśmy jeszcze wejść  na kolejny szczyt Brotfall - 2380 m npm. Do samochodu zeszliśmy ostatkiem sił, bo dopiero po godz. 19.
To był bardzo męczący dzień, pokonaliśmy prawie 4000 m przewyższenia, ale dla tych pięknych widoków warto było tak się zmęczyć :-)
Na parkingu nad rzeką Styer zrobiliśmy sobie mały piknik, po czym znaleźliśmy leśną polankę, na której rozbiliśmy namioty. Tuż obok przepływał górski potok, więc można było się wykąpać.
Co prawda woda miała jakieś 3 stopnie, ale to już szczegół :-)))
Do domu wyjechaliśmy w niedzielę ok. 9.30, a po drodze zwiedziliśmy jeszcze malownicze, położone na wzgórzu ruiny zamku Pajstun na Słowacji.

Ewa