Mały Lodowy, 31.10.201
Od Wojtka ładna, widokowa rzecz przed zamknięciem Tatr.
Na słowacki koniec sezonu.
Piękna pogoda i kilka świątecznych dni to czas na pożegnanie nieuchronnie odchodzącej Jesieni, choć w górach Jej panowanie zostało już wcześniej poważnie naruszone przez Zmienniczkę-Zimę. Chyba jednak przekazanie władzy jeszcze się nie skończyło, bo w ostatnich dniach obie jeszcze w Tatrach urzędowały. Nam to ich nieporozumienie było jak najbardziej na rękę, bo kończący się sezon w Tatrach słowackich kusił jakąś ciekawą wycieczką.
Odpowiednio ubezpieczeni, z opcją sporty ekstremalne, wyruszamy więc w dwa samochody do Starego Smokowca. Tym razem, po Świstowym Szczycie ciąg dalszy eksplorowania Staroleśnej Doliny. W planie Jaworowy, albo Mały Lodowy. Decyzję zamierzamy podjąć na miejscu, w zależności od panujących tam warunków. A pogoda zapowiada się naprawdę świetna. Po drodze obserwujemy zjawisko inwersji. Temperatura od -1,5 w Żywcu zmienia się na +11,5 w Korbielowie. Jednak im bliżej gór, spada ponownie poniżej zera.
W sumie, z Hrebienioka wyrusza dziewięć osób: Agnieszka, Ania, Ewa, Leszek, Maciek i Ja, dalej Sebastian, jego kolega Wojtek i Marek, mój towarzysz z wyjazdu do Turcji. Po drodze wykrusza się Wojtek, który dociera buty, a te skutecznie Wojtka i w efekcie uniemożliwiają Mu wspólne wyjście poza szlak; dociera tylko do Zbójnickiej Chaty. My przy ostatnim mostku odbijamy w prawo i idziemy początkowo w górę potoku, aby nabierając odpowiedniej wysokości odbić jeszcze raz idąc na skróty w prawo do żółtego szlaku na Czerwoną Ławkę. Widok mocno zaśnieżonego żlebu na Jaworowym i widoczne ślady trudnego wejścia, czy może zejścia przesądzają o tym, żeby zaakceptować decyzję Sebastiana i odpuścić Jaworowemu tym razem. Tak więc to Mały Lodowy staje się naszym dzisiejszym celem, choć z tego miejsca kuszący pozostaje również Ostry Szczyt
Bez większych problemów, w pełnym słońcu, stromo, choć szarpani przez wiatr, dochodzimy do Czerwonej Ławki. Miejsca mało, tym bardziej, że z Doliny Pięciu Stawów Spiskich dochodzą turyści. Więc rzut oka na pozostającą jeszcze w cieniu dolinę z Chatą Teriego i schodzimy ze szlaku w lewo w górę na suchą i nagrzaną słońcem skałę. Najpierw górą szerokiej grani, potem przechodząc na stronę Staroleśnej wspinamy się do częściowo zaśnieżonej, piarżysto-skalnej rynny. Wzdłuż Niej, a raczej jej prawym brzegiem docieramy na Harnaski Karbik. (Droga normalnie nie powinna sprawiać problemu, ale z uwagi na płytko i luźno zalegający w żlebie śnieg, oraz lekko oblodzone skały sprawia, że trzeba bardzo uważać, żeby się nie pośliznąć). Z niego parę metrów w górę i prawie poziomą granią, zmagając się z nagłymi podmuchami halnego prosto na szczyt. Wokół nas widoki, o których mogliśmy pomarzyć, chociażby na Jagnięcym dwa tygodnie temu. Najbliżej nas, tak prawie na wyciągnięcie ręki potężny Lodowy, z lewej Ostry Szczyt i Jaworowy, a po prawej Pośrednia Grań. Wzrok zatrzymuje się na charakterystycznych kształtach, Baranich Rogów, Durnego, Łomnicy, Sławkowskiego, Staroleśnej, Gierlacha, czy Rysów.
Jak zwykle przy takich okazjach małe co nieco, gorąca herbata, pozowanie do zdjęć i rozpoczynamy schodzenie. Część z nas decyduje się na ubranie raków i zejście prosto żlebem, część wybiera tę samą drogę co w górę, bez raków. Szczęśliwie docieramy do Czerwonej Ławki, a stąd już znaną trasą z oczywistym skrótem w dół potoku. Na szlak wracamy przy charakterystycznym mostku . Cały czas towarzyszy nam słoneczna pogoda i kilkanaście stopni ciepła. Żegnamy Staroleśną Dolinę, wiedząc, że jeszcze tu wrócimy.
Planujemy przystanek na suty obiad w Podspadach, ale srodze jesteśmy rozczarowani lądując przed ciemną, zamkniętą na cztery spusty, gospodą. Zatrzymujemy się więc już po stronie polskiej w Bukowinie, na żurek i placki zbójnickie. Syci wrażeń, z pełnym żołądkiem i w świetnych humorach zamykamy słowacki sezon turystyczny w Tatrach, czekając na tradycyjne zimowe wyjście klubowe w grudniu, chyba, że jeszcze się coś wydarzy w tym roku???