Inne Galerie

Program współpracy, Mała Fatra  12 - 15.01.2012

Trzy wyjścia w góry, trzy wieczory szkoleniowo - integracyjne. Tak odbył się trzeci, ostatni etap słowackiego programu "Bezhraničná krása hôr" - Piękno gór bez granic, w którym KTW PTTK Oddziału w Bielsku-Białej był partnerem.
Wróciliśmy w Małą Fatrę, teraz w część krywańską. Pobyt w  pięknie położonej "Škole v prirode" w części Terchowej - osada Šipková, zastavka Vyšni Repaňovci, warunki doskonałe. W czwartek wieczorem uczestnicy z obu stron spożyli obiad (spóźnialscy musieli zadowolić się obiadem podgrzanym w mikrofalówce) a potem powitania, omówienie programu etapu, szkoleniowy pokaz slajdów, ustalenie szczegółów i odpoczynek. Opady śniegu cały dzień i noc, więc piątek pochmurny ale po śniadaniu i obowiązkowych zdjęciach idziemy całą grupą w Diery. Bywaliśmy tam, ale zimą rzadko. Szlak prowadzi tą częścią terenu którą nazywa się często Kisucką Wyżyną. W drodze dołączył do nas czworonożny "przewodnik", który towarzyszył  nam aż do hotelu "Diery". Idziemy przez osady: Janošikovci, gdzie podobno autentyczna chałupa - miejsce urodzenia Janosika, następnie Smrekovci i do przystanku Biely Potok. W restauracji hotelu Diery posiłek, napoje i zwartą grupą, prowadzeni przez długonogiego Juraja, wchodzimy w skalne, pobielone śniegiem wąwozy. Szlak ułatwiony mostkami na potokiem, podestami, drabinkami po których raz w górę, raz w dół, raz ciaśniej, znowu szerzej, zatacza koło przez odcinek udostępniony przed dwoma laty, tzw. Nove diery, i pełni wrażeń i pięknych ujęć fotograficznych wracamy pod hotel, gdzie czekał na nas ów czworonożny "przewodnik", który bardzo się ucieszył, że wszyscy wrócili cali i zdrowi. Na obiad do Repaňovców  część grupy wraca drogą dojściową, reszta kursowym autobusem z Terchowej. A śnieg bez pośpiechu ale systematycznie pada, pada.
Wieczór to znowu prelekcje ilustrowane przeźroczami a potem spotkania w "podgrupach" bo przecież i po to też przyjechaliśmy.
Trzeci dzień to wyjście na wyższy poziom - chcemy na poziom 1709 metrów, najwyższe wzniesienie Małej Fatry - Wielki Fatrzański Krywań. Po śniadaniu przyjeżdża autokar który dowozi grupę słowackiego koleżeństwa i  zawiezie nas do Vratnej.  Liczymy że uda się ominąć podejście na Snilovską  Przełęcz w głębokim śniegu i wyjechać kolejką ale niepokój budzi wiatr, który się nasila. We Vratnej obawy się potwierdzają - kolejka stoi. Zdesperowany tłum z deskami czeka albo rusza pod górę. Nasza grupa się dzieli, mała część idzie na krótki spacer do Chaty na Grúni a reszta  do góry, razem z naszymi dwoma narciarzami. Kopny śnieg, potężny wiatr, zwłaszcza po wyjściu z lasu, przygina nas momentami do ziemi. Zauważamy że kolejka jednak ruszyła, będzie można przynajmniej zjechać. Droga się dłuży ale wreszcie pojawia się we mgle górna stacja kolejki, można się podsuszyć, przebrać, zjeść, wypić. Ci na deskach krążą góra - dół,  za oknem potężna zamieć ale nie odpuszczamy - idziemy na Krywań. Część grupy postanawia zjechać,  reszta doubierana wychodzi. Prowadzi Juraj, mozolnie do góry, trochę nas zniosło ale poprawka i już Snilovska Przełęcz. I w prawo, długi rząd pochylonych postaci osłania się przed siekącym śniegiem czym się da. Uważnie, żeby trafić w ślady poprzednika bo inaczej wpada się po kolana albo wyżej. Zakręt w lewo i wchodzimy w kopułę szczytową. Tylko chwila przy słupku szczytowym i przejście niżej żeby choć na chwilę się osłonić. Szybkie zdjęcia  i zaczynamy zejście. Dobrze powiedzieć ale kiedy widoczność na parę metrów, wiatr zagłusza głosy, ślady zawiane i nie wiadomo dokładnie gdzie góra - dół to nie jest łatwo. Okularnicy mają jeszcze trudniej bo szkła zamarzają, zresztą obmarza wszystko co jest na zewnątrz - patrz: zdjęcia. Wracamy, odpoczywamy, zjeżdżamy (za darmo!) i o umówionej godzinie autokar odwozi nas gdzie trzeba. Wieczór po obiedzie to zakończenie. Krótkie wystąpienia, podziękowania, zapewnienia o wiecznej (czy może wietrznej) przyjaźni, już nie pamiętam. Wręczono dyplomy uczestnictwa a nasz kolega Staszek, w uznaniu zasług,  został przyjęty do KST Lietavska Lúčka. Prelekcję z przeźroczami o wejściu w 2011 roku na himalajski szczyt  Cho Oyu wygłosił jeden z najwybitniejszych  słowackich himalaistów, Martin Gablik. A później była zabawa, piękna, bo nie mogła być inna kiedy grało i  śpiewało równocześnie czterech gitarzystów i harmonistka.
Śladów nieprzespanej nocy znojnej nie było na twarzach uczestników kiedy po śniadaniu i wzięciu "suchego prowiantu" przygotowali się do wyjścia w niedzielę. A śnieg robił swoje. W zamierzeniach był Rozsutec ale to nie przy takiej pogodzie. Więc tylko pętla pod tym szczytem z Stefanowej, w scenerii i układzie podobnym jak Diery drugiego dnia. Jeszcze indywidualne posiłki na zakończenie  i autokar wraca do Repaňovci. Pakowanie, a ci bez aut idą na spotkanie naszego mikrobusu, którym ostrożnie  i bezpiecznie wracamy do domów.

 

A tu są zdjęcia:

1. Zdjęcia z 13.01 - Dolne Diery i Nove Diery


2. Zdjęcia z 14.01 - Wielki Krywań Fatrzański

3. Zdjęcia z 15.01 - Horne Diery