Inne Galerie

Mała Fatra - Diery i Rozsutce, 21 - 23.10

To była niejako impreza "odpryskowa" z Programu Współpracy Transgranicznej "Piękno Gór Bez Granic", realizowanego przez KST Żilina. Jeden ze słowackich kolegów, Jano Klučka, zaprosił grupę uczestników do swojej "chaty" w Zazrivej. Propozycja została przyjęta entuzjastycznie, ale w miarę upływu czasu zapał stygł, i ostatecznie na wyjazd zdecydowały się trzy osoby: Staszek z synem Grzegorzem oraz Alpejka. Z różnych przyczyn wyjazd się opóźnił i dopiero w piątek o 18.00 srebrna Fabia prowadzona pewną ręką Grzegorza wyruszyła przez Zwardoń w stronę Żiliny, gdzie w umówionym miejscu miał nas oczekiwać Jano, uprzedzony o spóźnieniu. Mimo ciemności, udało nam się bez problemu znaleźć miejsce spotkania i już po chwili podążaliśmy za samochodem Jana do Zazrivej, do której było jeszcze ponad 50 kilometrów. Po zjechaniu z głównej drogi, wąską i krętą, ale asfaltową dróżką ok. godziny 21.00 dotarliśmy do chaty Jana, z trudem unikając zderzenia z przebiegającą drogę sarną. Owa "chata" okazała się wypasionym domostwem, luksusowym jak na "chatę", chociaż jeszcze nie całkiem wykończonym, położonym w niewielkim przysiółku na wysokości ok 900 m n. p. m . Mogło tam spokojnie wyspać się kilkanaście osób.
Wieczór minął w miłej atmosferze, dzięki dobrze wyposażonej kuchni można było zrobić obfitą kolację, również suto zakrapianą. Ranek nieco mglisty i zimny, ale szczyty gór wystawały ponad mgłę, tylko najwyższe wierchy Małej Fatry przykrywały chmury. O 9.00 wyjazd na parking koło hotelu "Diery", skąd zaczynamy wędrówkę przez Dolne Diery, następnie Horne Diery na przełęcz Medzirozsutce. Mały Rozsutec pięknie oświetlony słońcem, Wielki ciągle jeszcze we mgle. Zaczynamy więc od Małego. Droga chwilami przypomina szlaki w Tatrach, nie brak klamer i łańcuchów. Na szczycie kilku turystów, w tym oczywiście z Polski. Jano częstuje jakąś miejscową przepalanką, po wypiciu toastu zdjęcia i podziwianie widoków, które są imponujące mimo nieco zamglonej atmosfery.
Tą samą drogą wracamy na przełęcz Medzirozsutce i zaczynamy mozolne podejście pod Wielki Rozsutec. Po wyjściu z lasu trafiamy na śnieg i lód, ale czekan i raki, które na wszelki wypadek zabraliśmy ze sobą, nie były potrzebne. Na szczęście, jakby specjalnie dla nas, mgła ustąpiła i ukazały się widoki na resztę Małej Fatry, Gór Choczańskich i Kysuckej Vrchoviny. Niestety, Tatry ciągle we mgle. Turystów coraz więcej, tak więc po napstrykaniu zdjęć i oczywiście wypiciu toastu, zaczynamy schodzenie bardzo stromym i wymagającym ostrożności kamienistym szlakiem na przełęcz Medziholie, a następnie nudne zejście doliną potoku Biela. Wieczorem znowu "posiady", prezentacja slajdów, wspomnienia.
Oczywiście zaprosiliśmy naszych gospodarzy do nas, byli zainteresowany Babią Górą w zimie. Jano przypomniał sobie, że następnego dnia ma jakiś pilny wyjazd, zostawił nas więc samych. Korzystając ze wspaniałego wyposażenia kuchni zrobiliśmy obfitą kolację. Następnego dnia pogoda trochę się pogorszyła, nie padało, ale wyższe szczyty Małej Fatry pogrążone były we mgle i chmurach. Po zamknięciu chaty i zdaniu kluczy u sąsiadów  wyruszyliśmy na dalsze zwiedzanie Małej Fatry. Wybór padł na niewysoki, ale malowniczy masyw Sokolie. Nie spiesząc się, zajeżdżamy na parking Starý Dvor w dolinie Vratnej, a następnie, również niespiesznie, przez przełęcz Prislop udajemy się na Sokolie, zatrzymując się przy licznych "vyhliadkach" i podziwiając widoki, ale już bez toastów. Schodzimy na parking, potem obiadek w pobliskiej knajpce i wyjazd do domu przez Dolny Kubin i Korbielów.

A tu są zdjęcia:

1. Zdjęcia z 22.10 - Diery


2. Zdjęcia z 22.10 - Rozsutce

3. Zdjęcia z 23.10 - Sokolie