Inne Galerie

Wspomnienia z wyprawy na Lodowy szczyt 23 - 24.07.2011

Nadszedł w końcu ten długo oczekiwany dzień, wyprawa na Lodowy szczyt. Wyjazd zaplanowaliśmy na sobotę rano. Ekipa w składzie Marek Krzysiek Marek. Wyjechaliśmy o godz. 7 rano z Bielska. Po 3 godz. podróży dotarliśmy do Smokowca, wyjazd wagonikiem na Hrebienok. Korzystając z pięknej i słonecznej pogody postanowiliśmy zaliczyć Sławkowski Szczyt (2452m).Od kolejki na skróty do szlaku niebieskiego i potem cały czas w górę i górę aż na szczyt. Po drodze podziwianie widoków i fotki. Na szczycie dłuższy odpoczynek, pamiątkowe zdjęcia i marsz z powrotem. Po drodze pogoda zaczyna się pogarszać i przy Hrebienoku zaczęło lekko padać. Po krótkim odpoczynku idziemy do Chaty Zamkowskiego na nocleg. Na miejscu posiłek odpowiednie płyny i spanie. Pobudkę zaplanowaliśmy na 4 godz. Ze snem był problem bo pierwszy zaczął ujadać pies czując miśka w pobliżu a potem zaczęła koncert n a woreczku po ciastku mała mysz. Rano pobudka 4 godz. śniadanie i wymarsz o 5 godz. Nieco zaspani szybkim tempem ruszyliśmy czerwonym szlakiem na Łomnicę. Po pół godz. marszu kol. Marek zasygnalizował że dziś mamy zdobywać Lodowy Szczyt, a to w przeciwnym kierunku. Więc idziemy z powrotem do Chaty Zamkowskiego i dalej szlakiem zielonym do Chaty Teriego. Po drodze spotykamy przewodnika Franka i dalej idziemy razem. Pogoda robi się nieciekawa i zaczęło lekko padać. W Chacie Terriego nerwowe oczekiwanie co robimy dalej bo na polu leje i mgła. Niestety prognozy nie są optymistyczne i czym później ma być gorzej. Po 2 godz. oczekiwania postanawiamy ruszać w kierunku Lodowego Szczytu.Po drodze pogoda zmienia się, raz pada a raz nie, widoczność prawie zero. Znalezienie drogi na Lodowy we mgle sprawiło Frankowi trochę problemu. Po pół godz. błądzenia trafiliśmy na miejsce gdzie zaczyna się wspinaczka na szczyt. Lekki deszcz nas nie opuszczał więc trzeba było uważać na śliskie kamienie. Przejście przez Konia i Grzebień w tych warunkach zmuszał do większej koncentracji i uwagi, ale nie poddaliśmy się. Na szczycie pamiątkowe zdjęcia we mgle i mżawce. Widoków "0" więc schodzimy we mgle  i deszczu aż do Chaty Terriego. W schronisku przewodnik nas opuszcza a my po odpoczynku schodzimy dalej do samochodu. Na parkingu przebieranie z mokrych ubrań i wyruszamy w drogę powrotną. Podróż przebiega bez problemu i po 3 godz. jesteśmy na miejscu. Wycieczka udała się, szczyty zostały zaliczone, i mamy nadzieje że następnym razem pogoda nam dopisze.  

MAREK.