Rätikon - 2012 (6-10 czerwiec)
Wyprawa do SZAREJ strefy.
Rätikon to łańcuch górski w Alpach Wschodnich zaliczany do Alp Retyckich, leżący na pograniczu Austrii, Szwajcarii i Liechtensteinu, stanowiący geologiczną granicą między Alpami Wschodnimi a Zachodnimi.
Grauspitz, czyli "Szary Szczyt", to najwyższy szczyt Księstwa Liechtensteinu
Tym razem z zaprzyjaźnionym towarzystwem z Towarzystwa Tatrzańskiego eksplorujemy dolinę Ijes, trochę mało znany zakątek Alp zlokalizowany w granicach dwóch państw: Szwajcarii i Księstwa Liechtensteinu. Celem jest rekonesans, ale również zdobycie Grauspitz (2599), góry może niezbyt wybitnej ale dość eksponowaną trasą, z bardzo kruchą i niepewną skałą.
Wyjeżdżamy późnym popołudniem 6 czerwca z Bielska w trzy samochody, łącznie 11 osób: Szymon, Monika, Dorota, Kuba, Grzegorz, Łukasz, Marek, Ola, Agnieszka, Artur i Ja. Po ok. 14 godzin jazdy o 4 rano jesteśmy w miejscowości Malans. Parkujemy bezpośrednio pod dolną stacją śmiesznej kolejki Alplibahn, a potem krótkie "kimono" w namiocie lub wprost na macie obok samochodów by po szybkiej toalecie i skromnym śniadaniu po godzinie 8 wystartować dwoma grupami kolejką na wysokość 1800 m npm. Pogoda wymarzona, więc nie robimy długiego postoju i wyruszamy w kierunku doliny Ijes. Tam zamierzamy założyć nasz obóz "bazowy:-).
Już z kolejki podziwiamy strome i zielone łąki alpejskie z nieodzownymi stadami "czekoladowych" krówek. Do szczęścia brakuje tylko świstaków, ale te pojawiają się na wysokości 2075, gdy osiągamy charakterystyczną szeroką przełęcz.
Do doliny wędrujemy górską drogą, którą wczesnym latem przepędzane są stada na wypas na olbrzymich połaciach hal alpejskich. W ciągu tej drogi znajdują się dwa tunele, które zimą z uwagi na zalegający śnieg odcinają możliwość wydostania się z doliny, jak i skutecznie bronią do niej dostępu.
Po dotarciu na miejsce próbujemy rozbić namioty, choć porywisty i gwałtowny wiatr skutecznie nam w tym przeszkadza. Na dodatek nadciągają chmury, z których zaczyna kropić. Na miejscu znajdują się zabudowania gospodarskie, ale pomimo tego, że to już czerwiec zasypane są po kominy. Do niektórych udaje się znaleźć dostęp i to ratuje ekipę Szymona, bo próba rozstawienia ich namiotu nie powiodła się. Po krótkim odpoczynku i skonsumowaniu przyrządzonego na kuchenkach posiłku, pomimo wiejącego wiatru decydujemy się na wypad w góry, bo nie mamy pewności co do jutrzejszego dnia. Nasz pierwszy cel to Schwarzhorn (2574 m n.p.m.). Po dotarciu do grani mamy wątpliwości co do dalszej wspinaczki, bo wiatr nie ustaje, a im wyżej, tym silniejsze podmuchy, na dodatek do pokonania dosyć wąska grań, bardzo niestabilnej i kruche skały gnejsowej, zupełnie nie przypominający twardego i mocnego tatrzańskiego granitu. Część grupy zostaje na przełęczy, a my w trójkę z Agnieszką i Markiem wyruszamy śladem Grzegorza i Kuby. Spotykamy ich pod szczytem. Oni w dół, a my jeszcze sporo w górę. Dochodzimy już prawie do wierzchołka, mamy praktycznie na wyciągnięcie dłoni ogromny stalowy krzyż, kiedy wiatr zmusza nas do wycofania. Wiatr jest tak silny w porywach, ze już wcześniej "rzucił" nas na kolana, a teraz na czworakach ześlizgujemy się w miejsce gdzie podpierając się kijkami i czekanem można już ustać na nogach i tak schodzimy do bazy, licząc, że jutro będzie lepiej. W tym czasie Szymon z Grzegorzem atakuje Grau Spitz i po ciężkiej "walce" są na szczycie. Tak więc sukces! :-).