KOŃCZYSTA - 5 czerwiec 2011 r.

Kiedy w ubiegłym tygodniu rzuciłam hasło: KOŃCZYSTA,  bardzo szybko zgłosiło się parę osób chętnych na wyjazd. Tym razem wysoko ustawiłam poprzeczkę, bo na 2538 m - tyle właśnie ma Kończysta.
Ekipa była spora: Ania, Aga, Jasiu, Maciek, Marek, Wojtek i ja.
Wyruszyliśmy ze Szczyrbskiego Plesa (1346 m)  czerwonym szlakiem do schroniska przy Popradzkim Stawie (1494 m), a stamtąd dalej czerwonym na Przełęcz pod Ostervą (1959 m). Część ekipy weszła wcześniej, więc zaliczyła szczyt Ostervy (1979 m), reszta zrobiła to już w drodze powrotnej z Kończystej.  Z przełęczy kierujemy się w lewo wspinając się dość stromo po dużych głazach. Po ok. 45 minutach jesteśmy na szczycie Tępej (po słowacku Tupá), leżącej na wysokości 2284 m. Jest stąd piękny widok na Dolinę Złomisk i jej otoczenie od Kopy Popradzkiej, przez Wysoką, Ganek, aż do Kończystej, która w tym momencie tonie w chmurach.  Po krótkim odpoczynku decydujemy się iść dalej, czyli na Stwolską Przełęcz (2168 m), która oddziela grań Tępej od Kończystej. Najprostsza droga na szczyt prowadzi piarżystym żlebem. W niedzielę zalegał tam jeszcze głęboki śnieg, dlatego postanowiliśmy iść po rumowisku lewą stroną żlebu. Po ok. 1:05 h docieramy na szczyt, tzn. Ania i ja, bo Maciek, Marek
i Wojtek już siedzieli na Kowadle. Ostatnie kilkadziesiąt metrów poszłyśmy trochę źle
i władowałyśmy się w pionowy wąski komin - wspinanie się nim to była masakra, zwłaszcza, że miałyśmy na plecach dość duże plecaki, w rękach kjjki, a na szyjach aparaty fotograficzne, bo my paparazzi musimy mieć cały czas sprzęt w pogotowiu. Parę minut po nas doszedł Jasiu, potem Agnieszka.
Kończysta posiada dwa wierzchołki, oddzielone Wyżnimi Pasternakowymi Wrótkami,
z których w lewo idzie się na niższy, południowy wierzchołek, a w prawo na wyższy
(2538 m), zwieńczony charakterystyczną skałą zwaną Kowadłem.
Zacytuję tu fragment książki L.Jaćkiewicza "Tatry nieznane":
".wchodzimy na odpękniętą u dołu cienką płytę o wysokości ok. 2 m. Stanąwszy na tej płycie, podciągamy się na rękach, zarzucamy nogę na krawędź, na poziomą część głazu i jesteśmy na wierzchołku Kowadła..."
Ponieważ nie jestem dużym człowiekiem, a ściślej mówiąc, jestem wielkim konusem, porada o zarzucaniu nogi gdzieś tam, była bardzo nie na miejscu :-)
Jak już wspomniałam, nasi koledzy - dumni i bladzi - siedzieli na najwyższym punkcie Kończystej, więc musiałyśmy poczekać, aż zejdą, żeby zrobić nam miejsce. Najpierw zszedł Marek, nasz największy twardziel i właśnie On potem wszystkich asekurował.
I mnie i Ani raczej zrzedły miny, kiedy widziałyśmy, że  schodzenie wcale nie jest taką prostą sprawą. Ale zawzięłyśmy się i... hurrra, jesteśmy na górze!!! Muszę  przyznać,
że nogi trzęsły mi się jak galareta. Parę minut posiedziałyśmy tam, żeby nacieszyć się tą chwilą i odwlec to, co nieuniknione, tzn. zejście. Lekko nie było, ale przy pomocy Marka
i marnego kawałka liny przyczepionej do skały udało się zsunąć na dół bez szwanku
(nie licząc obtarć na kolanach).
Dwie osoby wykazały się dużym rozsądkiem, nie podejmując próby wejścia na Kowadło.
Zejście z powrotem na Stwolską Przełęcz nie sprawiło nam trudności, potem trawersowaliśmy grań Tępej, żeby dojść do Magistrali prowadzącej na Przełęcz pod Ostervą. Po drodze spotkaliśmy stado kozic, w oddali słychać było świstaka. Z przełęczy idziemy w czwórkę na Ostervę, a następnie wszyscy razem schodzimy do schroniska kpt. Moravki nad Popradzkim Stawem, gdzie uzupełniamy płyny (różne)
i dalej do Szczyrbskiego Plesa. Tam z kolei idziemy na zasłużony obiad, po czym najedzeni i naładowani pozytywną energią na cały nadchodzący tydzień rozjeżdżamy
się do domów.

Ewa