Babia Góra, 21 - 22. 01.2012

"Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz ..." Były emocje... nie wiem czy już opadły, ale czas robi swoje. Te same wydarzenia w masywie Babiej były na różne sposoby przedstawiane w TV, radiu i prasie i już nic zaskakującego się nie napisze... może tylko jeszcze raz... jak było...
A zaczęło się zwyczajnie. Sprawdzanie prognoz pogody na ten teren na różnych portalach, łącznie z goprowskim i parkowym, nic szczególnego - trudne warunki z powodu pokrywy śnieżnej, III stopień zagrożenia lawinowego, wiatr do 50 km/h, nic o opadach - tak jak bywało już  przy poprzednich przejściach. I konieczne na tą porę wyjścia w plecakach czołówki, sprawdzały się w nocnych warunkach.
Wyjeżdża tylko 25 osób, jeden kolega zapomniał przyjść. Po drodze w Zawoi podgląd na masyw - czysto, tylko nad Diablakiem mała chmurka. Na szlaki wychodzimy ok. 13.45, trzy osoby płajem na Markowe, 22 osoby czerwonym w kierunku Diablaka. Szlak przetarty, tempo dobre, na Sokolicy w czasie letnim. Pochmurno ale chmury nad górami, na wprost wyraźna  kopuła szczytowa a w prawo widok daleko poza Zawoję. Trzy osoby niosą sprzęt biwakowy, dwie z nich zamykają  grupę. Postój, fotografowanie z rozstawieniem statywu. Powyżej pytamy schodzących jakie warunki i słyszymy, że było na wierzchołku pochmurno ale się przejaśniło.
I idziemy,  po przedeptanej ścieżce, Kępa, grupa rozciągnięta, widać różne tempo podchodzenia, w dalszym ciągu wyraźne ślady na szlaku. I za Kępą , w okolicy Wołowych Skałek (albo Gówniaka) jakby potężna jakaś siła wepchnęła na grzbiet w ciągu kilku minut mgłę i silny, porywisty wiatr. Nagle wszystko się zmienia. Widoczność skraca się do kilkudziesięciu metrów, wiatr zawiewa ślady, tworzą się zaspy przez które na nowo trzeba się przebijać. O godzinie 16 piętnaście osób dochodzi do Diablaka. Jest szaro, widoczność na kilkanaście metrów, wiatr przybiera na sile. Czekamy na resztę grupy, dwójka robi platformę pod namiot. Musimy się ruszać bo wiatr obniża coraz bardziej temperaturę odczuwalną. Zdajemy sobie sprawę że pozostali mają takie same warunki. Znam rozsądek, górskie doświadczenie i możliwości osób idących wolniej i kiedy się nie pojawiają jestem pewien, że albo zawrócili albo zabiwakują. Trzeba ruszyć, znamy dobrze zejście w stronę Markowych Szczawin, przechodziliśmy wielokrotnie o różnej porze i w różnych warunkach, bardzo trudnych i nocą też. Poza tym jest bliżej niż na Krowiarki, zejście jest do bezpiecznego miejsca i są tam ludzie, którzy mogą pomóc w razie potrzeby. Włączamy czołówki i o 16.30 trzynaście osób zaczyna zejście. Przechodzimy dwie pierwsze tyczki na szlaku ale jest coraz gorzej. Widoczność na kilka metrów, mgła i zamieć utrudnia orientację jaka przestrzeń przed i za nami, gdzie góra, gdzie dół. Nawiany śnieg wymusza torowanie po kolana. Idziemy, wracamy, czas płynie, widać zmęczenie. Schodzimy z grzbietu,  gdzie chyba najbardziej wieje, na stronę południową, ale jest tak samo. Nie wszyscy dadzą radę iść w takich warunkach, trzeba poprosić o pomoc. Z kilku aparatów komórkowych nie ma zasięgu na numery GOPR. O 17.40 Robertowi na  nr 112 zgłasza się służba słowacka ale mówią o długim czasie oczekiwania na pomoc. O 18.20 przez kombinację połączeń udaje się powiadomić GOPR. Dochodzimy do żółtego słowackiego szlaku i stajemy za ogromną zaspą śnieżną gdzie trochę mniej wieje. Temperatura powietrza  minus 16 stopni, przy wietrze wiejącym prawdopodobnie z prędkością ponad 100 km/h (tak też sądzili ratownicy), temperatura odczuwalna może być nawet w granicach minus 30 stopni. Jest łączność z GOPR, Robert, który ma zasięg w komórce, podaje dokładnie nasze położenie, wychodzą na pomoc, trzeba czekać, Idą w takich samych warunkach jak my. W sytuacji zagrożenia zdrowia ważna jest psychika więc tworzymy krąg i wspieramy się, napoje, już mało ciepłe i ruch. Leszek, ogromnie ruchliwy człowiek, nie pozwala ani na moment stać bez ruchu. Podskoki, wymachy, skłony, obroty, oklepywanie ciała swojego i sąsiada. Trwamy. Kierujemy światła w kierunku skąd mogą przyjść ratownicy i o 20.00 są, dwaj na nartach. Krótka rozmowa, środki rozgrzewające dla najbardziej potrzebującej  i zaczynamy zejście w szeregu, opieka z przodu i z tyłu. Było bardzo trudno z powodu osłabienia, wiatru i nawiewanego śniegu, miejscami w maksymalnym pochyleniu żeby zmniejszyć opór i nie zostać wywianym. Jest trzecia osoba do pomocy. Powoli, wydaje się że to wieczność, wchodzimy w las, Brona, prawie w domu. Po godzinie 22 wreszcie schronisko, wreszcie nie wieje, ciepło, można wyłączyć niezawodne czołówki. Kierownik akcji GOPR i pozostali ratownicy energicznie, telefonicznie ustalają miejsca, gdzie są pozostali uczestnicy. Tak jak było przewidziane, w jednym namiocie 2 osoby są na Diablaku a w rejonie Wołowych Skałek w 2 namiotach 5 osób. Czują się dobrze, pomoc w chwili obecnej nie jest im potrzebna.  Natomiast 2 osoby, które szły w końcowej grupie, na chwilę straciło kontakt z pozostałymi, zostały na szlaku i nie mogąc samodzielnie kontynuować drogi, poprosiły o pomoc. Z powodu skrajnie trudnych warunków ratownikom dojście do nich zajęło sporo czasu i kiedy osoby te zostały sprowadzone na Krowiarki, odwieziono je do szpitala na hospitalizację. Z grupy schodzącej jedną osobę, z oznakami głębokiego zmęczenia,  również przez Krowiarki odstawiono do szpitala. Niedziela nie przyniosła poprawy pogody, osoby biwakujące pod Gówniakiem  poprosiły ratowników o pomoc w zejściu i zostały sprowadzone na Krowiarki. Jeszcze jeden z kolegów został odwieziony do szpitala, pozostali wrócili do domu. Prócz jednej osoby, pozostali hospitalizowani zostali w bardzo krótkim czasie wypisani...

Komentarze do tych wydarzeń, z różnym stopniem emocji i prawdy, były w mediach. Tą relację zostawiam bez komentarza, chodzący po górach zrozumieją, pozostali nie. Wszyscy uczestnicy wycieczki okazali się wytrawnymi turystami wysokogórskimi, byli bardzo dobrze wyposażeni i przygotowani, potrafili zachować rozsadek i wykazać doświadczenie zdobyte przez wiele lat wspólnych wędrówek po różnych górach i w różnych warunkach. Jestem przekonany że jeszcze wiele ciekawego przed nami.

Wyrażamy uznanie i szacunek dla ciężkiej i niebezpiecznej pracy ratowników górskich, dla prowadzonych z ogromnym poświęceniem akcji. Zawarliśmy to w specjalnym podziękowaniu na ręce Naczelnika Grupy Beskidzkiej GOPR.