Babia Góra, 22 - 23. 01.2011
Kroniki KTW mówią, że ósmy raz szliśmy zimą na Babią.
A weteran zimowych biwaków, Roman, spędził na Diablaku noc po raz piąty!
Ale od początku.
Z powodu "dobrego serca" Basi z prawie godzinnym opóźnieniem, 24 osoby wyjechały mikrobusem w sobotę w kierunku południowym.
Było ślisko ale szalenie ostrożny pan kierowca dowiózł nas tam gdzie trzeba. Trójka tradycyjnych biwakowiczów - Agnieszka, Roman i Wojtek, wysiadła na Krowiarkach a reszta w Przywarówce.
Od Zosiakowej Polany szlak zupełnie nie przetarty. Ślisko i chłodno. Przy schronie BPN minus 12 stopni, opłacało się założyć raki. Słońce chyliło się już ku zachodowi, widoczność zmienna, z pasma kosówki Diablak raz po raz się odsłaniał i zaciągał. Mgła i ośnieżenie tworzyły fantazyjne wizje. Ostatni docierają tuż przed zmierzchem, namioty już stoją. Wiatr przenika, na termometrze minus 18. Kilka wspólnych zdjęć i widoków, pożegnanie z biwakującymi i przy czołówkach ostatni zaczynają zejście. Szlak wydeptany, niżej wiatr mniejszy i wszyscy w schronisku.
Zajmujemy trzy sale, posiłki a później spotykamy się w największym pokoju. Uzupełnianie płynów, odkwaszanie mięśni, wrażenia z przejścia, bo niektórzy po raz pierwszy byli zimą tak wysoko w górach.
Poranek mglisty, zimny, niewielkie zainteresowanie pójściem na Babią. Pojawiają się w schronisku Ewa i Ania. Przyjechały nocą na Krowiarki i zrobiły nocne wejście na Diablak, po drodze gościły na biwaku. Podobno nie miały lekko, mgła, wiatr i mróz dawały w kość a po zejściu były pokryte warstwa szronu.
Czekamy aż wszyscy zejdą, grupowe zdjęcia, część idzie na Krowiarki, większość do Markowej, gdzie czeka mikrobus. Podziw budzi Roman, który jakby bez wysiłku po trudnej nocy znosi cały sprzęt biwakowy do autobusu.
Na drodze jeszcze bardziej ślisko ale jeszcze bardziej szalenie ostrożny kierowca dowozi szczęśliwie do domu.
Myślę że warto by na klubowym spotkaniu wspomnieć te wszystkie wejścia i biwaki i podzielić się refleksjami.