Inne Galerie

Babia Góra, 1 - 2 .02. 2014

I tym razem Babia nie zawiodła w dostarczaniu emocji w górach. Wiadomo było że po górach hula "holny wiater" ale cóż, próbować  trzeba.  Już za Sokolicą zaczęło mocno "duć", rzucać nami na północną stronę. Z tego podejścia nie mamy żadnego zdjęcia, bo wiatr za każdym razem usiłować wyrwać aparat z rąk i pewnie by mu się to udało po krótkiej chwili. Przodem poszedł Boguś z Ulą i Podżorscy. Oni przeszli,  ale z późniejszych relacji Staszka i Bogusia wynika, że spory odcinek pokonywali w pozycji horyzontalnej. Były i straty, w czapce, kijku, termosie, nie licząc mniejszych lub większych urazów na ciele. Większa część grupy wycofała się zza Wołowych Skałek, przy znośnej widoczności,  rozsądnie rozumując, że Babia będzie stała do przejścia w przyjemniejszych warunkach. Odwrót odbył się rzadziej uczęszczanym,  zielonym szlakiem, Percią Przyrodników, który może w porze wegetacji roślin sprawia miłe wrażenie,  ale zimą to w dużej mierze ciąg połamanych i uschniętych drzew. Schodząc, przed Sokolicą, spotkaliśmy naszych słowackich kolegów od Żyliny. Witaliśmy się po przyjacielsku,
informując o warunkach wyżej panujących. Biba, Tibor, Stefan i Jano, twardzi "górołazy " z niejednej góry, stwierdzili , że jak "fuka" to w górach normalne, i poszli. Zawrócili, nie wiem skąd, i  już w schronisku stwierdzili, że jednak "fukało" nienormalnie.
W schronisku, w jednej sali, tradycyjna integracja i ile kto wytrzymał to się integrował. Było też umawianie się na wczesnoporanne wyjście na Diablak. Poranek okazał się mniej wietrzny ale bardzo pochmurny, co nie zachęcało do wczesnego wyjścia. Była tylko parami, grupkami  Brona i Mała Babia a na śniadanie w schronisku zjawili się Iza i Adam z towarzystwem. Wcześnie rano z Krowiarek przeszli przez Diablak bez widoków na otoczenie. Alternatywą na góry w takich okolicznościach jest Muzeum Turystyki Górskiej, założone w 1966 r. dzięki staraniom Edwarda Moskały. Przeniesione do wyremontowanej dawnej goprówki może wreszcie prezentować  prawie  wszystkie zbiory gromadzone od lat z historii turystyki górskiej,  a zwłaszcza  babiogórskiej. Chętnym, co widać, opowiadał Staszek, posiadający na tematy górskie encyklopedyczne i praktyczne wiadomości. Słowaccy koledzy poszli na Krowiarki  a my, z poślizgami na płatach lodu i oblodzonych kamieniach, do parkingu na Markowej. Tradycyjny postój w karczmie przy rondzie nie wszystkich zachwycił smakiem, jakością i ilością potraw, bywało lepiej. A my na Babią jeszcze wrócimy, i to, mam nadzieję, nie jeden raz.