Inne Galerie

Turcja - Kapadocja - Ararat, 18.09 - 03.10.2010

Wojtek był daleko i wysoko.
Jak i gdzie? Opis i zdjęcia.

Turcja smakuje herbatą
Nie kawa parzona po turecku, ale aromat mocnej herbaty jest dla mnie ESENCJĄ całej Turcji, tej europejskiej i azjatyckiej!
Magiczna Góra Ararat urzekła mnie tak, ze zamiar wyjazdu był tylko kwestią czasu i odpowiedniej propozycji. Znalazłem taką w maju tego roku i tak to się zaczęło. "Powiew Wschodu i poszukiwanie zaginionej Arki". W planie Aladaglar, czy Aladag (do końca mieliśmy problemy z różnymi nazwami dla tych samych miejsc). Potem Kapadocja, gwóźdź programu-Ararat (Agri, Aradar.) , jezioro i miasto Van wraz z  okolicami, a na koniec Stambuł - miasto dwóch kontynentów, mieszania się kultur Wschodu i Zachodu.
Prosto, po trzyetapowym locie z Krakowa, przez Dortmund, Istambuł do Kayseri, jazda autobusem i busem do Cukurbag, by stamtąd wyruszyć w krainę Gór Aladaglar doliną Maden. Skaliste i surowe doliny, grzbiety i szczyty. Praktycznie bezludne, czasem bezwodne. Pierwszy obóz, pierwsza noc pod obcym, niezwykle czystym i gwiaździstym niebem. Pierwsze doświadczenia wspólnych posiłków w  messie, polowych sanitariatów i prostego, a przy tym niezwykle pożywnego jedzenia. I ta niesamowita herbata. Jej picie to prawie rytuał, sposób utrzymywania i nawiązywania relacji. Celebrowany czas na bycie razem. Kolejne dni, kolejne zapierające dech widoki, kolejne obozy coraz wyżej (aż do Mt. Embler, na ponad 3700) i dalej i głębiej. Zwykle przy górskich jeziorach, nawet na 3000 m. Kontynentalny klimat, więc budzimy się w suchych śpiworach i namiotach. Nasze bagaże początkowo transportowane jeepem, później górskimi konikami. Po pięciu dniach wędrówki docieramy niesamowitym kanionem Cimbar do wioski Demirkazik. To koniec przygody w górach Aladag , ale kolejne przed nami.
Z gór busem do Goreme nieformalnej stolicy Kapadocji, bajkowej krainy, gdzie Natura i Człowiek stworzyły niespotykany gdzie indziej świat skalnych domów, kościołów, podziemnych miast. Tufowe skały przybierają zaczarowane formy zwierząt, grzybów czy prostych kominów przykrytych często charakterystycznymi czapkami. Tę krainę eksplorujemy na wypożyczonych skuterach. Docieramy do najciekawszych miejsc, zwiedzając skalne kościoły czy podziemne miasta, takie jak Kaymakli, gdzie udostępniono turystom osiem podziemnych kondygnacji-swoisty labirynt pomieszczeń mieszkalnych, magazynów, piekarni czy innych obiektów i pomieszczeń niezbędnych do funkcjonowania kilkutysięcznej społeczności. Swoistego uroku tej krainie dodają o wschodzie słońca startujące i majestatycznie przesuwające się po niebie kolorowe balony, z których za 150 euro można podziwiać Kapadocję również z góry!
I wreszcie czas na POWAŻNE GÓRY. Z Goreme nocnym autobusem do Erzerum-miasta zwanego Bramą Wschodu, a dalej już do Dogubeyazit do hotelu Ararat. Stamtąd nie tylko czuje się powiew Wschodu (stąd tylko kilkadziesiąt km do Iranu, ale przede wszystkim widzi się Ararat). Po południu wypad za miasto do Pałacu Ishak Pasha, znajdującego się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO i jednocześnie Szlaku jedwabnym. Rano pod opieką Cumy, lokalnego przewodnika (zresztą nie byle jakiego, bo z dwudziestoletnim stażem i prawie 300 wyjściami na Ararat!), najpierw busem, a następnie z "karawaną" koników górskich udajemy się do obozu I na 3400. Następnego dnia jesteśmy na wysokości 4000 i stamtąd o 2 w nocy wyruszamy na szczyt. Po drodze zbieram kamyki, które będą ze mną, mam nadzieję, na szczycie. Nie sprzyja nam pogoda, bo od 4500 wchodzimy w chmury, padający śnieg, a mój camelbag po prostu zamarza. Trochę wyżej nasza grupa się dzieli. I tak, ja z Markiem i przewodnikiem idziemy we mgle w górę, reszta grupy z pilotką wraca do obozu II. Ok. 7:30 jesteśmy na szczycie. Nie ukrywam wzruszenia i radości, bo udało mi się pokonać nie tylko te ponad 5137 m, ale pokonałem swoje słabości.To wzruszenie podziela również Natura, bo przez moment przedziera się słońce. Powrót ze szczytu to jak zejście do innego świata. Tam byliśmy jak w niebie, otoczeni zewsząd chmurami, po prostu "wniebowzięci". Schodząc odzyskujemy właściwą ostrość widzenia, a świat zaczyna nabierać realnych kształtów. Teraz już bez takiego napięcia podziwiać można rozległe przestrzenie wokół nas, bo masyw Araratu to typowy stożek wulkaniczny, więc poniżej poziomu chmur widoczność jest niczym nie ograniczona. W obozie II lekki posiłek, chwila odpoczynku i zwijamy obozowisko. Przed nami prawie 3000 m w dół, co z niedawno pokonaną wysokością prawie 1200 w górę i w dół sugeruje niezłą wyrypę. Szczęśliwie docieramy do busa, a dalej do cywilizacji z prysznicem!
Kolejny dzień podróży, tym razem do Van nad jezioro o tej samej nazwie. Jezioro to wg dostępnych źródeł jest największym ZASADOWYM! jeziorem na świecie(pH 9,8), prawie 120x80 km i ponad 450 m głębokie. Jeden dzień poświęcamy na zwiedzanie busem okolicznych zabytków, w tym ruiny zamku i pałacu państwa Urartu ok. X w p.n.e., łącznie ze spotkaniem, podobno z jedną z ostatnich 23 osób znających język tego zamierzchłego państwa. Woda gorzko-słona i taka "tłusta", ale nadaje się do kąpania.
Kolejny etap to już lot do Istambułu, kiedyś Konstantynopolu, miasta legendy, stolicy Bizancjum, miasta dwóch kontynentów i mieszanki wielu kultur. Tu spędzamy 1,5 dnia. W tak krótkim czasie nie da się ogarnąć tego niesamowitego miasta, ale można poczuć jego atmosferę. Wejść do Hagii Sofii, inaczej Świątyni Mądrości z VI wieku, kiedyś najwspanialszej i największej świątyni bizantyjskiej, od XV w przebudowanej na meczet, a teraz obiektu muzealnego, który jednak na mnie zrobił największe wrażenie. Obok wspaniały i ogromny Błękitny Meczet, dalej Cysterna Bazylika-zbiornik na wodę z V w, ale jaki!. Bazylika może pomieścić 80 000 tys. litrów i ma wymiary 143 × 65 metrów. Podziemne sklepienie podparte jest 336 marmurowymi kolumnami o wysokości 9 metrów. Woda płynęła do niej prawie 20 kilometrów wielkim akweduktem. Magiczne miejsce, takie jak Wielki Bazar.Tu można się naprawdę zagubić, dostać oczopląsu, stracić majątek albo przy dobrych umiejętnościach negocjatorskich zrobić dobry interes. Po drodze kebab, może jeszcze jeden, herbatka, jedna druga, trzecia, Aż wreszcie to miejsce, gdzie można wygodnie usiąść i po kilku wdechach fajki wodnej poczuć, błogostan.
Niesamowite dwa tygodnie. Nowy świat, nowe doświadczenia, nowe smaki, nowe zapachy. To wszystko jeszcze niedawno takie odległe i nierealne stało się faktem. Wypijmy wiec kolejną szklaneczkę herbaty, pomilczmy, no i chyba czas na podsumowanie? A może jakieś nowe plany na następny rok???