Inne Galerie

GROSSGLOCKNER - TOFANA DI ROZES - MONTE PATERNO
17-21 LIPIEC 2012 R.

Pocztą pantoflową dowiedziałam się, że kolega kolegi organizuje wyjazd na Grossglockner
i szuka jeszcze 2 osób do składu. Jak zwykle - szybka decyzja i jedziemy.

wtorek - 17 lipiec:
Wyjechaliśmy (Ania, Darek, Konrad i ja) nad ranem do Kals am Grossglockner. Na miejscu byliśmy ok. 15. Samochód zostawiliśmy na parkingu obok Lucknerhaus na wysokości 1918 m
npm i wędrowaliśmy bardzo piękną doliną do Studlhütte, leżącego na wysokości 2801 m npm. Tam rozbiliśmy namioty.
Pogoda była nieszczególna - chłodno, silny wiatr. Jednak byliśmy pełni optymizmu i dość zdeterminowani i chyba to pomogło.

środa - 18 lipiec:
W nocy i rano padało, ale zdecydowaliśmy się iść w górę. Wybraliśmy tradycyjną drogę do schroniska Erzherzog-Johann Hütte (wys. 3454 m npm). Ta trasa prowadzi przez niewielki lodowiec Ködnitzkees, więc założyliśmy raki, uprzęże i związaliśmy się linami tworząc 2 zespoły - Konrad z Darkiem i ja z Anią. Po mżawce wyszło słońce i zrobiło się całkiem przyjemnie. Mimo, że był to środek tygodnia, na szlaku zrobiło się tłoczno. Przejście lodowca nie sprawiło żadnej trudności, natomiast kolejny odcinek drogi prowadził skałami do góry; gdzieniegdzie poprowadzono poręczówki. Skały były mocno oblodzone, trzeba było bardzo uważać. Przy schronisku zrobiliśmy krótki postój przede wszystkim na podziwianie widoków.
Od schroniska najpierw było łagodne podejście po skałach i śniegu, potem wchodziliśmy stromym, ośnieżonym zboczem, które ciągnęło się do góry ok. 200-300 m. Dalej była już tylko skalna grań, więc wchodzenie wymagało elementów wspinaczki i asekurowania za pomocą liny. Asekuracja na tym odcinku jest taka, że co ok. 40 m jest wbity w skałę metalowy słupek. Można wokół niego opleść linę lub przypiąć taśmę z karabińczykiem.
Tym sposobem wchodzimy na Kleineglockner (3770 m), a później przez wąską przełączkę Glocknerscharte (3766 m) na szczyt. Na szczycie i tuż pod nim takie tłumy zmierzające w jedną i drugą stronę, że ciężko się przecisnąć, zdarzało się krzyżowanie lin, kilka karabinków na jednym spicie, ktoś bał się schodzić, ktoś nie mógł poradzić sobie z asekuracją... Koszmar. Nasi koledzy od schroniska pognali do przodu i dzięki temu uniknęli tego wszystkiego. Ale i nam w końcu udało się - jest godz.12.15, wysokość 3798 m npm, Grossglockner zdobyty!!! Chwila szczęścia i... w przepaść spada mój wypasiony aparat fotograficzny. No cóż, dobrze, że tylko aparat :-)
Zejście ze szczytu zajęło nam dużo czasu, bo niestety przed nami schodzili Słoweńcy, którzy zupełnie sobie nie radzili. Nie można było ich ominąć, bo wtedy podzieliłybyśmy los mojego aparatu, więc trzeba było cierpliwie czekać w korku, który się utworzył. Do namiotów doszłyśmy ok. godz.18. Byłam wykończona (może bardziej psychicznie, niż fizycznie), ale pozostałej Trójce jeszcze było mało i weszli na Fanatkogel, 2905 m npm (15 minut od schroniska), żeby podziwiać stamtąd zachód słońca.

czwartek - 19 lipiec:
Rano pakujemy się i tuż przed ósmą schodzimy w dół. Ok. godz.10.30 wyruszamy w dalszą drogę. Naszym celem są Dolomity, a dokładniej ciekawa i dość trudna via ferrata Lippella na Tofana di Rozes (3225 m npm). Na szlak wyruszamy ok. godz. 13.30. Po drodze wdrapujemy się jeszcze do Groty dellaTofana, tracąc na to około 1 godziny. Na szczycie jesteśmy o godz. 20. Pięknie jest...  Ten bezmiar gór i morze chmur :-) Zejście jest o wiele łatwiejsze, nie ma już ferrat. Na dole jesteśmy o godz. 22. Znajdujemy jakąś polankę na skraju lasu i przy marnym oświetleniu w postaci czołówek rozbijamy namioty - jest 22.30 :-)
piątek - 20 lipiec:
W tym dniu postanowiliśmy dojść z Auronzo drogą nr 105 do schroniska Locatelli
(2450 m npm) i stamtąd via ferratą Innerkofler przez sztolnie na Monte Paterno (2744 m npm). Pogoda jest już znacznie gorsza, o pięknych widokach możemy tylko pomarzyć, ewentualnie mogę moim towarzyszom opowiedzieć, co tonie w chmurach i mgle, bo podczas mojego pobytu w tej okolicy
w 2010 roku miałam więcej szczęścia do pogody :-) Ze szczytu schodzimy na Przełęcz Kozic (Forcella Camosci) i dalej via ferratą Percorso delle Forcelle do schronisk Lavaredo i Auronzo.
Ten dzień nie był tak wyczerpujący, jak poprzednie, ale mimo to przed powrotem do domu postanowiliśmy trochę wypocząć. Znaleźliśmy camping w pobliżu Cortiny d'Ampezzo i przy piwku, herbacie, grze w ping-ponga i pływaniu w basenie spędziliśmy miło  wieczór.
sobota - 21 lipiec:
Pakowanie poszło nam bardzo sprawnie, toteż o godz. 9 wyjechaliśmy do domu.
Cortina żegnała nas deszczem.

Ewa