Znowu razem, 6.01.2017
O umówionej godzinie pod schroniskiem na Dębowcu przywitał nas jedynie sympatyczny kotek. Trudno, cztery osoby to też grupa. Noworoczne życzenia złożyliśmy sobie w autobusie linii nr 8, wiozącym sporo osób z plecakami, głównie młodych, więc bez zbędnych ceregieli ruszamy czerwonym na Szyndzielnię. Na razie pusto, nasze koleżeństwo być może przedłożyło nad wyjście w góry spotkanie z Trzema Królami, bo może oni będą coś rozdawać? Wszak jeden z nich miał podobno mieć złoto! Nie przypuszczam żeby członków i sympatyków KTW odstraszyła niska temperatura, wszak bywało trudniej? Zasiadamy w schronisku i pojawia się Staszek, który przyspał, ale jeszcze się załapał na kultowy napój Darka. Ludzi przybywa, co chwilę mniejsza lub większa grupka, znajomi naszych znajomych a już w piątkę ruszamy na Klimczok. Termometr zaokienny pokazuje minus siedemnaście. Do Szyndzielni droga była ugładzona ale dalej to już wąskie udeptanie, dołki, górki, nawet narciarze tego nie równali. Na Klimczoku ćwiczy jakaś szkółka narciarska, warunki mają znakomite. Czekamy na ujęcie nas w obiektywie, bo tłumu nie ma (kolejka na Szyndzielnię nieczynna!), w końcu narciarz nam wyświadcza przysługę. W schronisku sporo wolnych miejsc, napoje, sympatyczna atmosfera, świąteczny wystrój i już tylko minus piętnaście. Wracamy drogą wejściową, słońce zachodzi, więc chłód wydaje sie bardziej dokuczliwy. Pogoda była łaskawa, chwilami dosypywało ale późne popołudnie słoneczne, co chyba zapowiada znowu mroźną noc. Autobus punktualnie nas odwozi a my, zadowoleni, uważamy, że warto było.